Viktor Orban w ostatnich wypowiedziach stwierdził, że część wybrzeża Morza Adriatyckiego została "odebrana" Węgrom. Premier uzasadniał, że być może Budapesztowi łatwiej byłoby podjąć decyzję o odcięciu się od rosyjskiej ropy, gdyby wciąż posiadali nadmorskie porty i mogli tą drogą sprowadzać surowiec - podaje agencja Bloomberga.
- Ci, którzy mają morze i porty, mogą przywozić ropę tankowcami - stwierdził Viktor Orban w wywiadzie dla węgierskiego radia państwowego, cytowany przez agencję. - Gdyby nam go nie zabrali, my też mielibyśmy port - dodał.
Na takie słowa stanowczo zareagowało chorwackie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. "Potępiamy wszelkie aspiracje terytorialne wobec innych suwerennych krajów" - napisało MSZ w swoim oświadczeniu, cytowanym przez Bloomberga i wezwało do siebie ambasadora Węgier w Zagrzebiu w związku komentarzami szefa rządu.
Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo
Tamas Menczer z węgierskiego MSZ zapewnił jednak, że władze Chorwacji "źle zrozumiały" te słowa, a premier Węgier odniósł się wyłącznie do "faktu historycznego".
Spór o postanowienia traktatu sprzed wieku
To nie jest już pierwszy raz, kiedy Viktor Orban wysuwa podobne roszczenia względem Chorwacji. W 2020 roku na Facebooku opublikował mapę przedstawiającą "Wielkie Węgry". Znalazły się na niej obszary utracone przez Austro-Węgry na mocy traktatu z Trianon z 1920 roku, w tym m.in. wschodnia część wybrzeża Adriatyku, które na mocy wspomnianego dokumentu trafiły do ówczesnego Królestwa SHS (Serbów, Chorwatów i Słoweńców, przemianowane w 1929 roku na Królestwo Jugosławii).
Viktor Orban zresztą często prowokuje sąsiadów i w swoich wypowiedziach publicznych co jakiś czas podkreśla, że jest przywódcą 10-milionowego narodu węgierskiego, jak również "milionów" etnicznych Węgier mieszkających w sąsiednich państwach, którym jego rząd przyznał obywatelstwa i prawo głosu. Premier jednocześnie raz po raz zapewnia, że nie ma żadnych roszczeń terytorialnych względem innych państw.
Władze w Zagrzebiu nie pozostają jednak głuche na "uszczypliwości" ze strony węgierskiego premiera. Stosunki między sąsiadami są napięte, a w czasie, gdy Unia Europejska pracuje nad nałożeniem embarga na rosyjską ropę, może się okazać, że Węgry potrzebują Chorwacji bardziej niż kiedykolwiek w ostatnich latach.
Chorwacja mogłaby pomóc uniezależnić się Węgrom
Dziś prace nad szóstym pakietem sankcji torpeduje właśnie Budapeszt. Viktor Orban nie wahał się przed stwierdzeniem, że byłyby one zrzuceniem "bomby atomowej" na gospodarkę kraju. W money.pl pisaliśmy już, że Węgry zawyżają koszty potencjalnej dywersyfikacji, gdyż chcą zbudować z MOL-u lokalnego giganta, a także ugrać odblokowanie funduszy unijnych. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze aspekt chorwacki.
Analitycy Ośrodka Studiów Wschodnich Andrzej Sadecki i Bogdan Zawadewicz zwracają uwagę, że Chorwacja już dziś zapewnia Węgrom dostęp do dostaw ropy i gazu drogą morską. Import tą drogą można by było rozszerzyć, jednak nie wydaje się to prawdopodobne w obecnej sytuacji. Oprócz sporów historycznych oba państwa dzieli dziś też kwestia gospodarcza, a konkretnie okoliczności przejęcia udziałów w chorwackiej państwowej spółce energetycznej INA przez MOL.
Władze Chorwacji zarzucają, że transakcja ta nastąpiła w następstwie procederów korupcyjnych. Zarzucają też węgierskim właścicielem niski poziom inwestycji w spółce, przez co blokowany jest jej rozwój.
Sprawa zaogniła się do tego stopnia, że obecnie "trwają postępowania w trybunałach arbitrażowych, a prezes MOL jest ścigany międzynarodowym listem gończym w wyniku wydania na niego przez chorwacki sąd prawomocnego wyroku skazującego" - piszą eksperci OSW.