PKO BP zaprezentował w piątek raport za trzeci kwartał 2021 roku. Największy polski bank pochwalił się rekordowymi zyskami, które po dziewięciu miesiącach sięgają niemal 3,7 mld zł.
Pełniąca obowiązki prezesa banku Iwona Duda podczas prezentacji wyników wyraźnie podkreśliła, że celem jest przekroczenie 5 mld zł zysku netto na koniec przyszłego roku. Choć wydaje się to już realne i w tym roku.
- Niebawem chcemy rozpocząć prace nad nową strategią, która będzie uwzględniała zarówno nasze cele, które sobie stawiamy, jako bank. Ale także, która będzie odpowiadała na wyzwania stojące przed całym systemem finansowym i będzie także uwzględniała doświadczenia wynikające z tej sytuacji pandemicznej, czyli jeszcze szybszy proces digitalizacji, automatyzacji pewnych procesów - zapowiedziała Duda.
O skali progresu wyników świadczy fakt, że do tej pory tylko w 2019 roku udało się przebić 4 mld zł. A w kryzysowym 2020 roku PKO BP był 2,5 mld zł pod kreską.
Wiceprezes Bartosz Drabikowski przekonuje, że poprawie wyników finansowych banku będzie sprzyjać spodziewana dobra sytuacja gospodarcza w Polsce, wzrost sprzedaży kredytów hipotecznych oraz większy apetyt na kredyt dla firm. Do tego same podwyżki stóp procentowych mogą dołożyć do wyników na odsetkach ponad 1 mld zł w porównaniu do tego co było w tym roku.
Co z zyskami klientów PKO BP?
Nie ma wątpliwości, że największy polski bank zyska na ostatnich podwyżkach stóp procentowych. Większe raty zapłacą kredytobiorcy, ale co z klientami, którzy trzymają oszczędności w PKO BP? Mogą w końcu liczyć na większe odsetki np. z lokat?
Wypowiedź wiceprezesa Maksa Kraczkowskiego odpowiedzialnego za obszar detaliczny banku w tej kwestii jest dość wymijająca.
- Analizujemy potrzeby klientów i możliwości rynkowe, żeby być konkurencyjnym - podkreśla Kraczkowski. - Uwzględnimy sytuację makroekonomiczną i decyzje RPP. To proces rozpisany na kolejne tygodnie - wskazuje.
Kredyty ze stałym oprocentowaniem w PKO BP
Z automatu w górę pójdą raty kredytów, bo do tej pory prawie wszystkie były udzielane ze zmiennym oprocentowaniem. Są teoretycznie w ofercie banków też kredyty, które gwarantują stały koszt kredytu, ale klienci ich nie biorą.
- Oferowanie klientom kredytów ze stałym oprocentowanie to temat, który dyskutujemy w banku i całym sektorze od dawna, ale w tej chwili barierą jest cena - zauważa wiceprezes PKO BP Bartosz Drabikowski.
Tłumaczy, że różnica w koszcie kredytu dla większości klientów wydaje się nie do przeskoczenia. Na starcie taki kredyt ze względu na ograniczenie ryzyka zmian stóp procentowych jest po prostu droższy.
- Proponujemy też taką opcję naszym klientom. Choć nie cieszy się dużym zainteresowaniem - podkreśla Drabikowski.
Wiceprezes Piotr Mazur dodaje, że może się to zmienić, ale "do tanga trzeba dwojga, a nawet trojga".
- Sektor sam z siebie nie jest w stanie wystawić atrakcyjnej oferty kredytu ze stałym oprocentowaniem dla klientów. Byłoby to możliwe, gdybyśmy uzyskali wsparcie np. ze strony regulatora. Gdyby tego typu kredyty były mniej obciążone narzutami, wtedy moglibyśmy zaoferować klientom lepsze warunki. Myślę, że powinniśmy iść w tym kierunku - uważa Mazur.
Pod pojęciem narzutów można rozumieć np. podatek bankowy. Banki płacą go m.in. od wartości udzielonych kredytów. Gdyby z daniny na rzecz państwa zwolnione były kredyty ze stałym oprocentowaniem, bank mógłby zaoferować go klientowi po niższej cenie.
- Intensywne rozmowy toczą się między wszystkimi bankami. W końcu ta dyskusja powinna przynieść efekty - podsumowuje p.o. prezesa PKO BP Iwona Duda.