Odreagowanie spadkowe cen ropy naftowej miało swoje uzasadnienie fundamentalne. Wcześniejsze tygodnie przyniosły bowiem dynamiczne zwyżki cen ropy naftowej, które przez wielu inwestorów były już oceniane jako przesadzone. Faktem jest, że sprzyjały im obawy o podaż ropy w niektórych państwach, ale jednocześnie jest wiadome, że tego surowca na świecie nie brakuje, a Stany Zjednoczone, Rosja i Arabia Saudyjska mają potencjał zwiększenia produkcji.
W tym tygodniu na rynek ropy z powrotem na dobre wkroczyła polityka międzynarodowa. Iran i Wenezuela zeszły na dalszy plan po tym, jak pojawiły się zgrzyty w negocjacjach handlowych pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Chinami. Kraje te prowadzą rozmowy już od pięciu miesięcy, jednak w tym czasie nie udało im się wypracować żadnych konkretnych ustaleń, które przybliżałyby je do handlowego kompromisu. Wręcz przeciwnie - parę dni temu Donald Trump zapowiedział wprowadzenie wysokich (25-procentowych) ceł na kolejne dobra sprowadzane z Chin do USA. Chociaż kolejna runda rozmów ma miejsce w tym tygodniu, po komunikacie ze strony Amerykanów nie ma wątpliwości, że sytuacja pomiędzy tymi krajami jest napięta.
Pogorszenie relacji USA i Chin szkodzi notowaniom ropy naftowej, ponieważ wpływa na ogólny wzrost awersji inwestorów do ryzyka. Ponadto, wyższe cła uderzą w gospodarki obu tych krajów, co potęguje obawy o spowolnienie gospodarcze na świecie. Jeśli więc prowadzone w tym tygodniu rozmowy na linii USA-Chiny zakończą się fiaskiem, presja spadkowa na ceny ropy naftowej może być jeszcze większa.
Paweł Grubiak - prezes zarządu, doradca inwestycyjny w Superfund TFI