Grupa Sfinks prowadzi w Polsce obecnie 122 restauracje. Głównie pod logo: Sphinx, Piwiarnia i Chłopskie Jadło. Chwali się, że jest największą firmą restauracyjną z sektora casual dining w kraju, ale z koronakryzysu wychodzi mocno osłabiona.
"Dwa okresy zamrożenia działalności oraz inne ograniczenia dotyczące funkcjonowania branży gastronomicznej spowodowały, że w 2020 roku mieliśmy tylko dwa miesiące normalnej działalności, czyli styczeń i luty" - wskazuje prezes Sylwester Cacek.
W liście skierowanym do akcjonariuszy narzeka, że restrykcje wprowadzone na tak znaczą skalę spowodowały utratę podstawowego źródła przychodów, a sprzedaż "na wynos", choć systematycznie rosła, stanowiła jedynie około 12 proc. całkowitych obrotów 2020 roku.
Czytaj więcej: "Paragony grozy" będą normą. Rosną ceny i wydatki Polaków
"Nagromadzenie w krótkim czasie wielu negatywnych czynników miało wpływ na liczebność, strukturę sieci i portfolio marek. Na koniec 2020 roku nasza sieć liczyła łącznie 128 lokali" - wskazuje Cacek. Po kolejnych sześciu miesiącach ubyło z rynku kolejnych 6 restauracji.
Warto przypomnieć, że na koniec 2019 roku, a więc na dwa miesiące przed wybuchem pandemii, Sfinks miał w sumie 175 lokali. Skurczyła się m.in. najbardziej liczebna marka Sphinx. W półtora roku ubyło 18 restauracji. Zniknęło też 20 Piwiarni. O jedną trzecią zmniejszyła się też wielkość sieci Chłopskie Jadło.
"W sieci Piwiarnia Warki 18 umów terminowych zawartych według standardów obowiązujących przed przejęciem sieci od Grupy Żywiec wygasło, natomiast w sieci Sphinx zrezygnowaliśmy z 20 restauracji, gdzie w większości przypadków spółka wypowiedziała umowy wobec braku możliwości dostosowania warunków czynszowych do zmienionej rzeczywistości" - tłumaczy prezes.
Wyraża jednocześnie przekonanie, że w przyszłości spółka wróci do niektórych lokalizacji na nowych warunkach w związku ze zmianami, jakie objęły rynek nieruchomości.
"Zmiany te otworzyły także nowe możliwości dotyczące zupełnie innych, atrakcyjnych, a wcześniej niedostępnych lokalizacji. Widzimy to m.in. po zainteresowaniu franczyzą i liczbą nowych zgłoszeń" - wskazuje Sylwester Cacek.
Fatalny wpływ pandemii widać też wprost w finansach Sfinksa. Całkowita sprzedaż usług gastronomicznych zmniejszyła się o prawie 50 proc.
Łączne przychody ze sprzedaży Sfinksa spadły w 2020 roku do 77 mln zł. Tym samym przełożyło się to na pogłębienie strat, które wystąpiły już przed pandemią. Straty netto przekroczyły 61 mln zł.
"Niekorzystny wpływ zmian przepisów prawa przez ostatnie 4 lata oraz wpływ epidemii COVID-19 niewątpliwie mocno doświadczyły naszą spółkę. Najważniejsze dla nas było jednak to, aby przetrwali nasi restauratorzy, więc wspieraliśmy ich najmocniej, jak mogliśmy w tej trudnej sytuacji, a większość z nich wspierała nas" - podsumowuje ten trudny rok Cacek.
"Obecnie cieszymy się, że mimo bardzo trudnej sytuacji spółka i sieć mogą wznowić stacjonarną działalność oraz że wchodzimy w okres odmrożenia gastronomii z nowymi planami i zapałem osób, które chcą je realizować" - podkreśla.
Prezes zwraca uwagę na to, że franczyzobiorcy wracają do uruchamiania wcześniej wstrzymanych inwestycji. Pierwszy nowy lokal, w Białymstoku, działa od maja, a w przygotowaniu są kolejne w Krakowie, Szczytnie, Krośnie, Częstochowie, Bielsku-Białej i Piastowie. Spółka chce wszystkie uruchomić jeszcze latem.