Złoto, szczególnie w pierwszej połowie ubiegłego roku, było jednym z hitów inwestycyjnych. W dwanaście miesięcy cena uncji na giełdzie wzrosła o blisko 20 proc.
Co ciekawe, tak wielkiego zainteresowania jak u inwestorów, nie było wśród instytucji, które skupują fizyczny kruszec. Wstępne wyliczenia World Gold Council (WGC), dotyczące popytu na złoto w całym 2020 roku wskazują, że zainteresowanie nim spadło o 14 proc.
Popyt na złoto wyniósł 3759,6 ton. Jak zauważa ekspertka rynku złota Dorota Sierakowska, to pierwsze zejście poniżej poziomu 4000 ton od 2009 roku. W samym czwartym kwartale popyt na złoto na świecie wyniósł 783,4 ton. Spadł rok do roku o 28 proc.
- Dla niektórych inwestorów te dane mogą być zaskakujące, zważywszy na ogromny popyt inwestycyjny, obserwowany w krajach zachodnich w poprzednim roku. Inwestorzy faktycznie byli główną siłą napędową popytu - przyznaje Sierakowska.
Ekspertka Domu Maklerskiego BOŚ podkreśla jednak, że zupełnie inaczej wyglądała sytuacja od strony branży biżuteryjnej oraz banków centralnych. Tam doszło to istotnego spadku zainteresowania złotem.
Czytaj więcej: Walka z COVID-19 na kredyt. Długi państw rosną do niespotykanych wcześniej rozmiarów
Od początku 2021 roku widać też lekki odwrót inwestorów. W porównaniu z pierwszymi dniami stycznia, gdy cena uncji dochodziła do 1960 dolarów, teraz złoto kosztuje ponad 100 dolarów mniej. W czwartek po południu kurs wynosił około 1840 dolarów.
Na razie jednak nie ma tragedii, a wielu obserwatorów ciągle widzi szansę na poprawę notowań.
"Mimo krótkoterminowych zniżek, złoto nadal ma potencjał do wypracowania zwyżki w bieżącym roku. Sprzyjają temu fundamenty rynkowe, takie jak m.in. działania amerykańskich władz oraz tamtejszej Rezerwy Federalnej" - wskazuje Paweł Grubiak - prezes zarządu Superfund TFI.
Podkreśla przy tym głównie fakt niemal zerowych stóp procentowych.
- Biorąc pod uwagę dłuższą perspektywę, takie nastawienie amerykańskiego banku centralnego będzie ograniczało spadki cen złota i sprzyjało powrotowi do zwyżek, ponieważ luźna polityka monetarna przy dodatkowym wsparciu fiskalnym oznacza rosnącą presję na coraz większą inflację - tłumaczy Dorota Sierakowska.