Konflikt na Ukrainie ciągle ciąży rynkom finansowym. Choć ostatnie zapowiedzi Rosji o wycofaniu wojsk chwilowo poprawiły nastroje inwestorów i na giełdach obserwowaliśmy wyraźne wzrosty, w czwartek na parkietach Europy znowu zrobiło się czerwono.
Przedstawiciele Stanów Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii otwarcie przyznają, że nie wierzą w zapewnienia Rosji o wycofywaniu wojsk z terenów wokół Ukrainy. Sugerują, że jest wręcz przeciwnie i po cichu rozbudowywana jest armia żołnierzy gotowych do ataku.
Spadki na giełdach w czwartek na ogół nie są mocne (z jednym wyjątkiem), ale widać niepewność. Na tle europejskich parkietów wyróżnia się moskiewska giełda. Indeks RTS (liczony w dolarach) jest pod kreską 3,5 proc., a MOEX (liczony w rublach) traci 2,5 proc.
Rosyjski biznes traci na konflikcie
W sumie od końca października (wtedy rozpoczął się zjazd na rosyjskich akcjach) do końcówki stycznia (dołek notowań) wartość indeksu MOEX spadła o jedną czwartą. W tej chwili strata to około 17 proc.
Przekłada się to na gigantyczy spadek wartości około 50 największych rosyjskich spółek. Ich łączna wycena aktualnie wynosi 17,64 bln rubli, podczas gdy jeszcze cztery miesiące temu przekraczała nawet 21,5 bln rubli. Różnica to blisko 4 bln rubli, co przy obecnym kursie amerykańskiej waluty daje około 53 mld dolarów.
Tyle pieniędzy wyparowało z kont inwestorów posiadających udziały w największych rosyjskich spółkach. W wielu z nich głównym rozgrywającym jest państwo (np. Gazprom, Rosnieft, Sbierbank itp.).
Można więc powiedzieć, że konflikt na Ukrainie już teraz przynosi prezydentowi Rosji Władimirowi Putinowi potężne straty. Choć oczywiście trzeba pamiętać, że mówimy o wycenach spółek na giełdzie, a nie faktycznej stracie pieniędzy przez rosyjskie państwo.
Wspomniane 4 bln rubli to spadek kapitalizacji kilkudziesięciu największych spółek. Jeśli rozszerzymy to na cały rynek akcji w Rosji, straty mogą być blisko 3 razy większe. Wtedy bilans to około 150 mld dolarów na minusie.
Gdyby doszło do inwazji, załamanie na rosyjskiej giełdzie byłoby dużo głębsze.
Ropa naftowa ratuje Rosję
Inwestorzy powoli ewakuują się z Rosji w obawie przed dalszą eskalacją konfliktu na Ukrainie. To uderza w tamtejsze spółki, czego prezydent Putin nie może ignorować.
Warto jednak zauważyć, że potęga Rosji zbudowana jest w dużej mierze na surowcach. Na koniec 2018 roku Kreml szacował wartość surowców naturalnych zalegających na terenie Rosji na blisko 100 bln rubli. Ich wartość w związku z konfliktem rośnie.
Rosja jest m.in. jednym z największych producentów ropy naftowej. Całkowity eksport surowca w 2021 roku wyniósł około 110 mld dolarów. Wtedy w ciągu roku cena ropy typu Ural znajdowała się w przedziale 55-85 dolarów za baryłkę. Była więc dużo niższa niż teraz, a to oznacza potencjalnie jeszcze większe wpływy ze sprzedaży w 2022 roku.
Teraz notowania ropy sięgają 95 dolarów, a eksperci twierdzą, że w kolejnych miesiącach możemy obserwować duże trzycyfrowe wartości.