Ataki dronowe w Arabii Saudyjskiej zdarzały się już wcześniej, ale nigdy nie były one tak dotkliwe. Tym razem zniszczeniu uległy instalacje w dwóch najważniejszych saudyjskich rafineriach, co przyczyniło się do spadku produkcji ropy naftowej w Arabii Saudyjskiej o ponad połowę. Ze względu na ogromną rolę tego kraju na globalnym rynku naftowym, skutki dla światowej produkcji również są zauważalne.
Na razie sytuacja jest opanowana, ponieważ Saudyjczycy mogą pochwalić się dużymi zapasami ropy naftowej, które zapewniają im płynność eksportu. Również inne kraje, w tym USA, mogą zwiększyć dostawy ropy do dotychczasowych odbiorców saudyjskiej ropy. Z tej przyczyny we wtorek na wykresie cen ropy jest już spokojniej.
Obawy budzi jednak zagrożenie uwikłania się krajów Bliskiego Wschodu (i nie tylko) w otwarty militarny konflikt. Arabia Saudyjska oraz Stany Zjednoczone są przekonane, że za atakiem dronowym stoją nie jemeńskie bojówki (które się do ataku przyznały), lecz Iran. Amerykanie zadeklarowali wsparcie dla Arabii Saudyjskiej ze strony ich wojsk, jednocześnie podkreślając, że nie chcą wybuchu wojny.
Te ostatnie deklaracje uspokoiły inwestorów, jednak nie na tyle, aby notowania ropy naftowej spadły. Sobotnie ataki pokazały, że istnieją poważne problemy z zapewnieniem bezpieczeństwa nawet tak ważnych miejsc na rynku ropy naftowej w skali świata. To zmniejsza stabilność sytuacji na globalnym rynku ropy naftowej i stwarza zagrożenie, że konflikty będą powracać.
Paweł Grubiak - prezes zarządu, doradca inwestycyjny w Superfund TFI