Podstawowym czynnikiem, który obecnie negatywnie wpływa na notowania ropy naftowej, pozostaje słaby popyt. Liczne ograniczenia w aktywności przemysłowej oraz przemieszczaniu się doprowadziły do około 30-procentowej zniżki popytu na ropę pod koniec marca i w kwietniu. W późniejszych miesiącach sytuacja ma się poprawić, ale i tak tegoroczny spadek popytu zapisze się w historii.
Ponadto, istnieje duża szansa, że wzrost popytu będzie przeciągał się w czasie. Znoszenie ograniczeń w przemieszczaniu się na razie przebiega powoli i dotyczy tylko części krajów. Ponadto, nawet oficjalne otwarcie granic nie oznacza jeszcze, że ludzie będą tak aktywnie podróżować jak w czasach przed pandemią koronawirusa. Ostatnie tygodnie pokazały wielu firmom, że można pracować zdalnie, więc liczba podróży służbowych może zmaleć. Także aktywność turystów może być mniejsza ze względu na obawy dotyczące wirusa.
Nie można zapominać, że w ostatnich dniach na nowo odżyły obawy dotyczące drugiej fali koronawirusa za sprawą informacji o dużej liczbie zachorowań w Korei Południowej. To rozbudziło obawy, że plany otwierania gospodarek są przedwczesne i że mogą one doprowadzić do nawrotu pandemii. W przypadku realizacji takiego scenariusza tegoroczny popyt na ropę byłby jeszcze niższy niż oczekiwano tego w pierwotnych założeniach.
Sytuację próbuje ratować Arabia Saudyjska. Kraj ten w ramach porozumienia OPEC+ od początku maja znacząco ograniczył produkcję ropy naftowej (wraz z m.in. Rosją), a dodatkowo ogłosił, że zwiększy cięcia jeszcze o milion baryłek ropy naftowej dziennie. Ten gest pomógł trochę stronie popytowej na rynku ropy, ale w kontekście dużego spadku popytu, jest on raczej symboliczny.
Paweł Grubiak - prezes zarządu, doradca inwestycyjny w Superfund TFI