Jeszcze na początku lipca baryłka ropy na nowojorskiej giełdzie sięgała 77 dolarów - najwyższego poziomu od ponad 6 lat. Gdy zaczęto spekulować na temat możliwości dalszych wzrostów i osiągnięcia 100 dolarów, notowania cofnęły się.
W środę rano cena baryłki była już 10 dolarów niższa w porównaniu z ostatnim szczytem. Do tego doprowadziła m.in. seria ostatnich czterech sesji giełdowych. Na każdej z nich notowania ropy były coraz niższe.
Co ciekawe, z taką serią spadkową mieliśmy ostatni raz do czynienia w marcu.
To dobre wieści z perspektywy kierowców, którzy mogą coraz poważniej liczyć na to, że spadki na rynku ropy przełożą się w końcu na niższe koszty tankowania benzyny czy oleju napędowego. Te utrzymują się na podwyższonych poziomach już dość długo.
Niestety może się okazać, że seria spadków cen ropy nie zostanie przedłużona. Środowy poranek przynosi bowiem lekkie odbicie na rynku - rzędu 0,5 proc. Choć oczywiście na przestrzeni dnia sytuacja może się zmienić. Przed nami bowiem jeszcze np. publikacja danych o tygodniowej zmianie zapasów paliw w USA.
Warto też zaznaczyć, że na rynkach nie słabną obawy, iż rozprzestrzenianie się Delta koronawirusa może przyhamować ożywienie w kluczowych gospodarkach na świecie, a to potencjalnie zagrozi poprawie popytu na paliwa i może skutkować dalszej przecenie ropy.
- Rynki ropy wciąż wydają się być niepewne, jak wyglądają perspektywy popytu na paliwa w obliczu rosnących przypadków zakażenia Delta koronawirusem na świecie - wskazuje Daniel Hynes, starszy strateg ds. surowców Australia & New Zealand Banking Group.
- Zaufanie do ożywienia popytu zostało zachwiane, więc ceny ropy pozostaną pod presją - uważa ekspert cytowany przez PAP.