Drożejące paliwo to od dawna główny czynnik powodujący najwyższą od 20 lat inflację w Polsce. Co gorsza, nie widać na horyzoncie powodów, by miało być taniej. Powoli dobiega końca piąty tydzień z rzędu, gdy rosną notowania ropy naftowej.
W piątek przed południem cena baryłki europejskiej odmiany Brent sięgała 77,72 dolarów. To 0,5 dolara więcej niż na zamknięciu czwartkowej sesji na giełdach. Nie dużo, ale już w perspektywie tygodnia mowa o 3 proc., a w miesiąc ropa zdrożała już o 20 procent.
Notowania Brenta są najwyższe od początku lipca. Około 4 dolary tańsza jest amerykańska odmiana surowca, która też wyznacza kilkutygodniowe maksima cenowe.
Czytaj więcej: Satelity pokazały, jak "rozlewają" się polskie miasta. Nowe granice wyrównałyby dochody
Sytuacja na rynkach paliw zacieśnia się w obliczu globalnego kryzysu energetycznego, w czasie rosnącego popytu na ropę - informują maklerzy.
Analitycy wskazują, że zapasy ropy kurczą się - od USA po Europę - i prognozują, że pomimo zwiększonych dostaw surowca z krajów OPEC+, popyt na produkty naftowe w energetyce wzrośnie z powodu dużych zwyżek cen gazu ziemnego przed sezonem zimowym.
- Rynek ropy będzie się kurczyć w szybszym tempie, niż to wcześniej oceniano, w nadchodzących miesiącach, co powinno dalej wspierać wzrost notowań tego surowca - wskazuje Warren Patterson, szef strategii surowcowej w ING Groep NV.
- Spadek podaży na rynku gazu przeniósł się na rynki ropy - dodaje.
Analitycy Goldman Sachs Group Inc. prognozują, że ropa może zdrożeć do 90 dolarów za baryłkę, jeśli tegoroczna zima będzie chłodniejsza niż normalnie.