Drastyczne ożywienie gospodarcze po koronakryzysie wywołało gigantyczne zapotrzebowanie na surowce energetyczne. Mowa m.in. o ropie naftowej i gazie. Rosja, jako jeden z najważniejszych dostawców, zarobi wielkie pieniądze.
- Ze sprzedaży ropy i gazu wzrost dochodów Rosji może w tym roku sięgnąć 50 mld dolarów. Tych dodatkowych zysków nie odczują jednak zwykli Rosjanie - ocenia publicysta ekonomiczny Radia Swoboda Maksim Błant.
Prognozy wysokości dochodów ogłosił niedawno analityk agencji Fitch Dmitrij Marinczenko. Według wyliczeń, do rosyjskiego budżetu wpłynie w tym roku około 125 mld dolarów ze sprzedaży ropy i gazu. W przeliczeniu na naszą walutę daje to około 494 mld zł. To o blisko 10 mld zł więcej niż wszystkie tegoroczne dochody polskiego budżetu.
W 2020 roku wpływy z ropy i gazu wyniosły około 75 mld dolarów i początkowo zakładano, że zwiększą się o 10 mld dolarów. Wtedy jednak baryłka ropy i gaz były dużo tańsze.
Rosja inkasuje miliardy. Kto zyska?
Gdyby Polska dostała taki zastrzyk gotówki, rząd mógłby zwiększyć inwestycje, socjal i pospłacać wcześniejsze długi. Co z tego będą mieć zwykli Rosjanie? Nic.
Jak przypomina Błant, nadwyżki z dochodów ze sprzedaży surowców Rosja kieruje do państwowego Funduszu Dobrobytu Narodowego. Są one potrzebne na wypadek, gdyby nagle cena surowców energetycznych spadła i doszło do kryzysu, zatem od obecnego wzrostu tych nadwyżek "społeczeństwo ani nie zyskuje, ani nie traci" - mówi dziennikarz.
Czytaj więcej: Argentyna u progu 10. bankructwa. Polka opowiada o szalejących cenach i pieniądzach bez wartości
Wskazuje, że korzyści odniosą koncerny energetyczne, takie jak Gazprom i Rosnieft i zgromadzone wokół nich firmy. Nie będzie to jednak istotny impuls dla gospodarki - tłumaczy Błant.
Na profity mogą liczyć za to pracownicy takich firm jak Gazprom. Spółka ogłosiła, że od następnego roku podniesie pensje wszystkim pracownikom o 7,5 proc.
Wbrew pozorom, zwykli Rosjanie mogą na kryzysie energetycznym stracić. Wszystko przez inflację, która ostatnio osiągnęła wartość 7,4 proc. To jeszcze szybszy wzrost cen niż w Polsce (5,9 proc.) i we wszystkich krajach Unii Europejskiej.
Putin zbawcą Europy?
Rosyjski publicysta zauważa, że oprócz czysto finansowych korzyści, jego kraj zyskuje politycznie.
- Jeszcze w 2014 roku, po aneksji Krymu, Władimir Putin był przywódcą, "któremu nie chciano podawać ręki". Dziś zaś, gdy Putin polecił Gazpromowi zwiększyć sprzedaż gazu na giełdzie elektronicznej, by osłabić popyt, biznesmeni ogłaszają go "zbawcą Europy, rycerzem w lśniącej zbroi" - wskazuje Błant.
Po tej właśnie decyzji szef niemieckiego koncernu Uniper Klaus-Dieter Maubach oznajmił, że słowa Putina są "szczepionką przeciwko wzrostowi cen".