Na razie na rynek mołdawski w ramach tej transakcji nie płynie żaden gaz, a tylko newsy – powiedział minister energetyki Mołdawii Victor Parlicov, komentując doniesienia o kontrakcie na dostawy gazu, zawartego przez turecki Botos i mało znaną mołdawską firmę.
Przed kilkoma dniami tureckie media powiadomiły, że od października państwowa firma Botas będzie dostarczać na rynek mołdawski 2 mln m sześc. gazu dziennie, co podchwyciła część mediów, w tym międzynarodowych, uznając to za "ważny krok na drodze do dywersyfikacji dostaw gazu".
Jak na razie do Mołdawii nie jest dostarczany żaden gaz (w ramach tego kontraktu), a wyłącznie newsy – mówi mołdawski minister gospodarki Victor Parlicov.
Co to za firma?
Mołdawskie media ustaliły, że partner Botasu w ich kraju, firma East Gas Energy Trading, jest kontrolowana przez ludzi powiązanych z niegdyś niezwykle wpływowym w Mołdawii prorosyjskim oligarchą Vladem Plahotniukiem.
- To bardzo mała firma, która praktycznie nie ma aktywności w sferze gazowej w Mołdawii – mówi Parlicov o przedsiębiorstwie, które ma być partnerem tureckiego koncernu. - I nagle Botas podpisuje z nimi kontrakt, ogłasza to publicznie, a wiadomość podchwytują rosyjskie media państwowego grubego kalibru. Następnie bombardują tym mołdawską przestrzeń informacyjną – dodaje Parlicov. Sprawę podchwycił też szereg mediów zagranicznych.
Firma East Gas Energy Trading miała ogłosić, że chce dostarczać surowiec dla Moldovagazu i Energocomu, głównych dostawców na poziomie państwowym, ale – jak zauważa Parlicov – do tych firm nikt się, jak dotąd, nie zgłosił.
- Tak więc na razie nie ma żadnego gazu, są tylko newsy – podkreśla mołdawski minister.
Kolejna rosyjska gra gazowa
Część analityków uważa, że to może być kolejna rosyjska gra gazowa wymierzona w Kiszyniów, a "turecki" surowiec w istocie pochodzi od Gazpromu. Inni nie wykluczają, że to po prostu transakcja traderska, a Turcja realizuje swój plan budowania hubu gazowego.
Według informacji podanych przez turecką agencję Anadolu chodzi o 2 mln m sześc. gazu dziennie, co oznacza bardzo dużą ilość, zaspokajającą niemal całe potrzeby Mołdawii. Informacji o cenie na razie nie podano.
Cel - zerwanie zależności od Rosji
Mołdawia (część kontrolowana przez władze w Kiszyniowie) od ubiegłego roku uniezależniła się od dostaw rosyjskiego gazu. Wcześniej, w pełni zależny od surowca z Gazpromu, Kiszyniów podjął radykalne działania w celu zerwania zależności od Rosji po tym, gdy w 2021 r. Moskwa rozpętała kolejny kryzys gazowy, a później – już po rozpoczęciu agresji na Ukrainę – Gazprom radykalnie ograniczył ilość przesyłanego surowca.
By uniemożliwić Moskwie polityczne szachowanie gazem, Kiszyniów przy wsparciu Zachodu zrezygnował z rosyjskiego surowca i kupuje gaz na rynkach spotowych, a w podziemnych magazynach na Ukrainie i w Rumunii zebrał zapasy, wystarczające na zimę. Obecnie rosyjski gaz płynie rurociągami wyłącznie do separatystycznego Naddniestrza.
Wstrząsy na rynku energetycznym w połączeniu z innymi problemami mołdawskiej gospodarki doprowadziły jednak do znacznych podwyżek cen energii (które obywatelom częściowo rekompensuje państwo). Eksperci zwracają uwagę, że część Mołdawian uległo rosyjskiej propagandzie, przekonującej, że wysokie ceny energii to wina ich władz.