Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Grzegorz Siemionczyk
Grzegorz Siemionczyk
|
aktualizacja

Rynek finansowy kocha Trumpa. To syndrom sztokholmski? [OPINIA]

82
Podziel się:
Przedstawiamy różne punkty widzenia

Reakcja rynków finansowych na wyniki wyborów w USA, czyli zwycięstwo kandydata Republikanów Donalda Trumpa, sugeruje, że z perspektywy inwestorów jest to pozytywny scenariusz. Jak to możliwe, skoro ekonomiści w większości uważają, że powrót Trumpa do Białego Domu zaszkodzi największej gospodarce świata?

Rynek finansowy kocha Trumpa. To syndrom sztokholmski? [OPINIA]
Na Wall Street zwycięstwo Trumpa uradowało nie tylko jego zwolenników (GETTY, Bloomberg)

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Optymizm na Wall Street, idący w parze z umocnieniem dolara, który widać było w środę, pojawiał się też w trakcie kampanii wyborczej, ilekroć szala zwycięstwa przechylała się na korzyść byłego prezydenta USA. Zjawisko to okrzyknięto mianem "Trump trades", czyli zajmowania przez inwestorów takich pozycji na rynku, które mogą przynieść zyski w razie wygranej kandydata Republikanów.

Zwyżki cen akcji amerykańskich spółek oraz umocnienie dolara same w sobie nie świadczą jednak o tym, że inwestorzy kochają Trumpa. Giełdy, a także inne rynki finansowe, przypominają popularny niegdyś w brytyjskiej prasie "konkurs piękności". Uczestnicy mieli za zadanie wybrać najładniejsze twarze spośród 100 fotografii, ale nie kierując się własnym gustem, tylko gustami innych. Wygrywał ten, kto najcelniej wskazał zdjęcia typowane przez większość uczestników. Należało więc odgadnąć, które zdjęcia będą się cieszyły największą popularnością wśród osób, które również starają się to odgadnąć.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Festiwal obietnic Trumpa. Oto jaki może być skutek

Ta metafora autorstwa Johna Maynarda Keynesa, jednego z najwybitniejszych XX-wiecznych ekonomistów, pozostaje celna do dzisiaj. Inwestorzy stawiają na te aktywa, na które, jak sądzą, postawią też inni. Kto założył, że inni będą grali na zwyżki cen akcji w razie wygranej Trumpa, również tak grał. To może oznaczać, że gdy ten scenariusz się zmaterializuje i były prezydent USA rzeczywiście wróci do Białego Domu, inwestorzy zaczną realizować zyski i po "Trump trades" nie będzie śladu.

Dlaczego inwestorzy wierzą, że Trump powiększy ich portfele

Dlaczego jednak rynkowy "konkurs piękności" daje obecnie akurat takie a nie inne wyniki? Czyżby świat finansowy cierpiał na syndrom sztokholmski? Raczej nie. Istnieje po prostu przekonująca (co nie oznacza, że prawdziwa) narracja, wedle której rządy Trumpa będą korzystne dla portfeli inwestorów. To ona pozwala uczestnikom rynku przewidywać, jakie pozycje będą zajmowali inni w zależności od wyniku wyborów.

Na istnienie takiej narracji - a właściwie bajki - wskazywały choćby wyniki czerwcowego sondażu CNBC, choć wtedy jeszcze kontrkandydatem prezydenta-elekta był Joe Biden, a nie Kamala Harris. Spośród 400 inwestorów, którzy wzięli udział w tej ankiecie, 67 proc. uważało, że Trump byłby lepszy dla koniunktury na Wall Street niż Biden.

Jednym ze źródeł tego przekonania może być historia. Otóż w czasie pierwszej kadencji Donalda Trumpa, w latach 2017-2021, główny amerykański indeks akcji S&P 500 wzrósł bardziej (o 68 proc.) niż pod rządami Bidena – zarówno do tamtego czasu, jak i do dziś (51 proc.). Chociaż gdyby wziąć pod uwagę okresy od wyborów do wyborów, przewaga Trumpa znika. Od listopada 2016 r., gdy doszedł do władzy po raz pierwszy, do listopada 2020 r., gdy wygrał Biden, barometr amerykańskiej giełdy podskoczył o 62 proc. Do dnia kolejnych wyborów wzrósł jednak o 65 proc. Takie ujęcie ma sens o tyle, że koniunktura na Wall Street od wyborów prezydenckich do czasu objęcia urzędu przez zwycięzcę może już iść na jego konto.

wykres dla: SP500

Uzasadnieniem narracji, że rządy Donalda Trumpa będą dobre dla Wall Street, może być też jego program. Otóż 47. prezydent USA zapowiada obniżki podatków dla firm, szczególnie krajowych producentów, a także deregulację gospodarki, m.in. sektora wydobywczego i energetycznego. Te obietnice są wiarygodne, bo obciążenia podatkowe przedsiębiorstw udało mu się zmniejszyć już podczas pierwszej kadencji – mimo tego, że w sprawach fiskalnych musiał współpracować z podzielonym Kongresem. Obecnie może być nawet łatwiej, jeśli obie izby Kongresu będą kontrolowane przez Republikanów, co jest prawdopodobne. Tymczasem Kamala Harris zapowiadała podwyżkę podatków dla firm.

Silny dolar przyciąga kapitał, który umacnia dolara

Rynek zdaje się więc wierzyć, że pod rządami Trumpa zyski firm będą rosły szybciej, niż rosłyby pod rządami Harris. Dodatkowo, silne jest przekonanie, że jego polityka gospodarcza będzie skutkowała aprecjacją (wzrost wartości) dolara. A to z kolei zwiększa – z punktu widzenia zagranicznych inwestorów – stopy zwrotu z amerykańskich aktywów. Perspektywa umocnienia dolara przyciąga więc kapitał do USA, co również sprzyja zwyżkom cen akcji. To samonapędzający się mechanizm.

Ale aprecjacja dolara w reakcji na triumf Donalda Trumpa – drugiego w historii USA prezydenta, który będzie pełnił ten urząd przed dwie kadencje nienastępujące bezpośrednio po sobie – nie stanowi akurat jednoznacznego dowodu na to, że jego rządy budzą entuzjazm inwestorów. A dodatkowo, gdyby miała się utrwalić, mogłaby zaszkodzić amerykańskiej gospodarce i wynikom tamtejszych firm.

Po pierwsze, amerykańska waluta uchodzi na rynkach finansowych za bezpieczną przystań w okresie zawirowań. Oczekiwania na jej aprecjację wynikają częściowo z tego, że postawa Trumpa wobec Rosji zwiększa ryzyko geopolityczne. Podobne będą efekty zapowiadanych przez niego radykalnych podwyżek ceł na towary importowane z Chin, ale też z państw sojuszniczych.

Po drugie, obniżki podatków doprowadzą prawdopodobnie do pogorszenia stanu finansów publicznych USA. W świetle szacunków, które opisywaliśmy w money.pl kilka dni temu (link do artykułu poniżej), realizacja wszystkich obietnic Trumpa doprowadziłaby do eksplozji długu publicznego USA do 160 proc. PKB w 2035 r. z około 100 proc. PKB obecnie. W niemal każdym innym kraju taka perspektywa skutkowałoby ucieczką kapitału i osłabieniem waluty. Ale ze względu na rolę dolara, USA w najbliższych latach to nie grozi. Owszem, ceny obligacji skarbowych nieco spadną, ale to – a także wyższe stopy procentowe, o czym za chwilę – zwiększy ich rentowność, a więc także ich atrakcyjność dla zagranicznych inwestorów.

Wojna handlowa? Skutki nie do przewidzenia

Po trzecie, taka polityka handlowa, jeśli doprowadzi do spadku deficytu handlowego USA, będzie też bezpośrednio sprzyjała wzrostowi kursu dolara. Ale jej konsekwencją będzie też, jak powszechnie oczekują ekonomiści, wyższa inflacja i w rezultacie wyższe stopy procentowe Fedu niż w alternatywnym scenariuszu, w którym wybory wygrałaby Kamala Harris.

Inflację podsycać może także ograniczenie napływu imigrantów do USA, co również jest kluczowym punktem programu Trumpa. Równocześnie wyższe cła za Atlantykiem będą szkodziły gospodarkom amerykańskich partnerów handlowych, skutkując u nich łagodniejszą polityką pieniężną. A większa różnica w poziomie stóp procentowych w USA i innych dużych gospodarkach będzie również sprzyjała aprecjacji dolara.

Problem w tym, że globalna wojna handlowa, którą grozi polityka Trumpa, na dłuższą metę będzie prawdopodobnie miała negatywne konsekwencje dla tamtejszej gospodarki. Wyższa inflacja i wyższe stopy procentowe będą ograniczały wydatki amerykańskich konsumentów. A aprecjacja dolara będzie negatywnie wpływała na konkurencyjność tamtejszych przedsiębiorstw.

Z tego zresztą zdaje sobie sprawę sam Trump, który wielokrotnie sygnalizował, że życzyłby sobie słabszej waluty, a jej wysokie notowania tłumaczył manipulacjami walutowymi partnerów handlowych.

Czy nowy prezydent będzie w stanie dolara osłabić? Być może, jeśli np. groźbę podwyżek ceł będzie wykorzystywał, aby nakłonić inne kraje do skoordynowanych działań na rzecz obniżenia kursu amerykańskiej waluty – podobnych do tych z połowy lat 80. XX w. (tzw. porozumienie z Plaza). To jednak scenariusz mało prawdopodobny. Gdyby się jednak ziścił, a dolar znalazłby się w długotrwałym trendzie spadkowym, to spadłaby także atrakcyjność amerykańskich aktywów. Podobnie stanie się, jeśli rządy Trumpa w dalszej perspektywie popsują koniunkturę w USA, skłaniając Fed do łagodzenia polityki pieniężnej.

Ostatecznie więc mamy do czynienia z paradoksalną sytuacją: akcje amerykańskich spółek oraz dolar drożeją z powodów, które na dłuższą metę mogą się okazać dla tamtejszej gospodarki niekorzystne, a i sama aprecjacja dolara będzie dla niej obciążeniem. Ze względu na wyjątkową rolę dolara w globalnej gospodarce, ten stan rzeczy może się przez jakiś czas utrzymywać. Tym bardziej że inwestorzy lubią bajki, proste narracje, takie jak ta, że Trump "jest dobry dla rynku". Rzeczywistość rządów nieobliczalnego Republikanina z pewnością jednak prosta nie będzie. Należy więc oczekiwać, że wynik rynkowego "konkursu piękności" na przestrzeni jego prezydentury wielokrotnie się zmieni.

Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(82)
TOP WYRÓŻNIONE (tylko zalogowani)
Michał W.
2 godz. temu
Inwestorzy w przeciwieństwie do "ekspertów" mają pieniądze i wiedzą jak te pieniądze zarabiać. Pamiętają też lata 2016-2020 kiedy gospodarka USA kwitła!
Hanys
2 godz. temu
Syndrom Sztokholmski🤣😂🤣 nie tylko inwestorzy wiedzą że Tramp to stabilność!!! Ale media głównego nurtu wiedzą inaczej!!!! Czas was pogonić!!!
Najlepiej
2 godz. temu
jakby polska ciemnota ekspertów miała wpływ na to kto będzie rządził w USA.
POZOSTAŁE WYRÓŻNIONE
Ffg
2 godz. temu
Bo to tacy eksperci, tak samo jek te sondazownie.
Psychiatra
2 godz. temu
Nie to nie syndrom sztokholmski!!! Inwestorzy głosują portfelami. Spekulanci wiedzą że trump.to stabilność i wojny się kończą dlatego inwestują. Dolar rośnie Nawet WIG 20 rośnie. Znaczy że obstawiają że w Polsce wojny nie będzie. Przestańcie siać zamęt !na mało rozgarniętych to może podziała
Słowo ekspert
2 godz. temu
Jak słyszę to mnie skręca . Jedni tacy eksperci kazali się szczepić
NAJNOWSZE KOMENTARZE (82)
proste ....
12 min. temu
wróci PIS wróci drozyzna i inflacja....
tyle w temaci...
22 min. temu
jak wróci PIS to cena węgla znowu poszybuje do 4000 zł a glapinski - wystarczy popatrzeć na oprocentowanie kont w bankach prawie zero a kredyt to kilkanaście % ...
Prezydent2025
41 min. temu
Za chwilę kurz opadnie. Efekty ekonomiczne globalizmu się wyczerpują i nikt nie ma rozsądnego pomysłu na przyszłość ekonomiczną świata poza ... delewarowaniem globalizmu a tu długi trzeba spłacać .... .
tyle wart....
48 min. temu
dyplomacja dudy skończy się jak z chińczykami ze tuz po jego wizycie chińczyki ćwiczyli na białorusi a do petersburga wpływały chińskie okręty .....
w nosie miał ...
51 min. temu
a co duda nie widział ze programy modernizacji armii są zwijane, przemysł nie produkuje nic nowego, zamówień nie dostaje, amunicji brak, schronów z wyposażeniem brak, rakiet przeciwlotniczych i manewrujących dalekiego zasięgu brak.....
...
Następna strona