"Najwyraźniej najbardziej pesymistyczne scenariusze się nie zmaterializowały, w związku z czym litery L i U mogą już zostać wykreślone ze słownika ekonomistów, opisujących trajektorie wzrostu gospodarczego w pandemicznej rzeczywistości. Wydaje się, że dotarliśmy w końcu do punktu zwrotnego, w którym po kilku miesiącach ciągłych rewizji prognoz w dół przyszedł czas na ich podniesienie" - czytamy w raporcie "Markoskop Lite".
"Jednocześnie, do prognozowania przyszłości nadal należy podchodzić ostrożnie i, naszym zdaniem, nie jest uzasadniona ekstrapolacja imponującego tempa ożywienia gospodarczego z okresu tuż po zniesieniu restrykcji na kolejne miesiące. Po pierwsze, część początkowego odbicia wynikała z realizacji odłożonego popytu. Po drugie, wyczerpują się rządowe programy pomocowe. W końcu, nowa fala zachorowań na COVID-19 oraz opóźniona reakcja rynków pracy na szok wkrótce zapewne przełożą się na pogorszenie nastrojów konsumentów i ich popyt. W sumie, skorygowaliśmy nasze prognozy wzrostu gospodarczego lekko w górę, głównie za sprawą lepszego punktu startowego, ale bierzemy pod uwagę, że tempo poprawy sytuacji gospodarczej może w najbliższych miesiącach spowolnić" - czytamy dalej.
Według ekonomistów banku, popyt krajowy spadnie w tym roku o 4%, spożycie indywidualne - o 3,7%, zaś nakłady brutto na środki trwałe - o 7,6%.
Z kolei na 2021 r. prognozują odbicie - z wzrostem PKB na poziomie 4,8%.
"Coraz więcej oznak powrotu gospodarki na ścieżkę wzrostu przy jednocześnie w dalszym ciągu podwyższonej inflacji spowodowało, że rynek przestał rozważać ryzyko ujemnych stóp procentowych i zaczął raczej myśleć o ich przyszłej normalizacji. Część członków RPP uważa, że proces normalizacji mógłby się zacząć już w 2021, ale są oni nadal w mniejszości i dominujący przekaz z RPP nie uległ wg nas zmianie. Nadal sądzimy, że stopy NBP pozostaną bez zmian do końca kadencji Rady (2022)" - czytamy też w raporcie.
Według analityków, stało się bardziej oczywiste, że bank centralny raczej nie będzie się spieszył z ingerowaniem w rynek walutowy, by osłabić złotego.
"Najwyraźniej nie ma takiej potrzeby, skoro scenariusz gospodarczy jest znacznie mniej pesymistyczny niż wskazywały ostatnie prognozy NBP, a eksport odradza się pomimo braku znacznej deprecjacji złotego" - stwierdzili.