O tym, dlaczego Quercus wykupi akcje własne, jaka będzie z tego korzyść dla inwestorów oraz o kondycji spółki rozmawiamy z Sebastianem Buczkiem, prezesem Quercus TFI.
Money.pl: Dlaczego po rekomendacji zarządu o wypłacie dywidendy zdecydował się Pan zaproponować wykup akcji?
Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI: W strategii firmy zapisaliśmy, że co roku powinniśmy dzielić się z akcjonariuszami nawet całością wypracowanego zysku w formie dywidendy. Zwłaszcza, kiedy nie szykują się żadne przejęcia. Nie byliśmy jednak na tyle mądrzy, żeby zarezerwować też opcję buybacku (wykupu akcji - red.). W związku z tym zarząd zarekomendował - zgodnie ze strategią - dywidendę, a ja - jako akcjonariusz, zaproponowałem uchwałę dotyczącą wykupu, będącego ekwiwalentem dywidendy. Walne przyjęło tę drugą propozycję, aczkolwiek nie była to decyzja jednogłośna.
Dlaczego zaproponował Pan buyback?
Przede wszystkim ze względu na korzyści podatkowe, jakie mogą osiągnąć inwestorzy indywidualni. Po pierwsze opóźnia się moment płacenia podatku - akcjonariusze zapłacą go w kwietniu 2015 r., a nie w czerwcu 2014 r., co by miało miejsce w przypadku dywidendy. Po drugie, jeżeli akcjonariusz kupił akcje na giełdzie i zapłacił za nie - przykładowo - 5 złotych za walor, to w przypadku buybacku koszt nabycia będzie stanowił koszt uzyskania przychodu. Z kolei w przypadku dywidendy, opodatkowana jest cała dystrybuowana kwota. Dodatkowo może się zdarzyć, że w naszym quasi wezwaniu nie zgłosi się sto procent posiadaczy akcji, ale na przykład 98 i wtedy wypłacona kwota w przeliczeniu na akcję będzie nieznacznie wyższa.
Kiedy ruszycie z wykupem?
Mamy czas do końca czerwca.
Zastanawiam się, jak będzie przebiegał proces wykupu - rynkowa operacja wydaje się niemożliwa, obroty w czerwcu wzrosłyby kilkukrotnie.
Nie będziemy skupować akcji na rynku, tylko dokonamy to w ramach mini-wezwania. Innymi słowy zaoferujemy każdemu akcjonariuszowi, że za konkretną kwotę kupimy akcje, płacąc _ X _ zł za walor (maksymalnie 10 zł). Następnie każdy będzie mógł proporcjonalnie sprzedać taka samą ilość akcji po tej samej cenie.
Jak Pan sądzi, ile osób odpowie?
95-100 procent. Cena musi być na tyle atrakcyjna, żeby akcjonariusze chcieli odpowiedzieć.
Skąd ten optymizm?
Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Zakładając godziwą cenę i racjonalność zachowania inwestorów, trudno oczekiwać innego poziomu.
A gdyby się jednak okazało - czysto teoretycznie - że w wezwaniu weźmie udział, dajmy na to, 80 procent akcjonariuszy. Co wtedy?
Osoby, które wezmą udział, dostaną więcej. W tym przypadku o 25 procent niż przy dywidendzie.
Czy w kolejnych latach również zamienicie zrezygnujecie z dywidendy na rzecz wykupu?
To zależy od przebiegu tej transakcji, reakcji rynku i co powiedzą inwestorzy. Jeżeli nie będzie głosów sprzeciwu, to dopiszemy do polityki dystrybucji zysków, że możliwe są dywidenda lub buyback.
Reasumując, ten wykup to naprawdę nic wyjątkowego, a z perspektywy inwestorów indywidualnych można się nawet zapytać - czemu tak mało firm robi buybacki, a płaci dywidendy? Podejrzewam, że z perspektywy największych akcjonariuszy - Skarbu Państwa, OFE lub funduszy - nie ma to znaczenia. Ma natomiast dla indywidualnych.
Decyzja o sposobie podziału zyskiem odbiła się echem na rynku. Również widowiskowe były wyniki spółki - przychody w 2013 roku wzrosły o ponad 150 procent, co było pokłosiem między innymi wysokich stóp zwrotu Państwa funduszy inwestycyjnych. Patrząc na obecną sytuację na rynku, rekord będzie trudny do powtórzenia?
Tak. Z reguły stawiamy bowiem na spółki średnie i małe, a one ostatnio nie cieszą się zainteresowaniem inwestorów. Po pierwsze, to efekt polityki inwestycyjnej OFE, które przerzucają się na akcje zagranicznych firm. Po drugie, ze względu na sytuację za naszą wschodnią granicą. Gros z małych i średnich eksportuje na Rosję, Ukrainę i inne rynki wschodnie, a więc konflikt niekorzystnie wpływa na ich wyceny. W 2013 było dużo prościej, wystarczyło kupić walory w styczniu i trzymać je do końca roku.
Szykuje się więc zmiana strategii?
Już w trakcie ubiegłego roku, wraz z napływami środków, inwestowaliśmy też w większe firmy albo za granicą. Nie zmienia się jednak nasze długoterminowe podejście - nadal będziemy szukać firm, które dają wyższą stopę zwrotu niż blue chips.
Stopy zwrotu osiągane przez większość Państwa funduszy w ciągu ostatnich trzech lat były wyższe od rynkowych. W historii polskiej giełdy zdarzali się geniusze jednego, dwóch czy trzech sezonów. Ale w końcu dobra passa zawsze się odwracała.
Ciężko w inwestycjach bić rynek w każdym sezonie. Poza tym, im bardziej rosną aktywa pod zarządzaniem, tym trudniej osiągać wysokie stopy zwrotu. Mamy już 4 miliardy złotych i z pewnością łatwo już nie jest. Dla nas liczy się jednak, żeby wyniki w dłuższym terminie były solidne i o to teraz walczymy. Dlatego staramy się nie rozbudzać nadziei naszych inwestorów po rewelacyjnym 2013 r. Z dużą ostrożnością mówimy, czego mogą się spodziewać w roku bieżącym.
Mamy za sobą pięć lat wzrostów. Hossa powoli zaczyna dobiegać końca?
Obecny wyceny są na tyle wysokie, że trudno oczekiwać spektakularnych ruchów. Na początku roku mówiłem, że ciężko będzie znaleźć spółki, których kursy wzrosną więcej niż o 100 procent. W tym roku była taka jedna - chodzi o Bioton, który poszedł w górę już o 200 procent. Ale tego typu rodzynków jest coraz mniej.
Nie odpowiedział Pan, czy to już koniec hossy.
Trend nie został zanegowany, ale jest już w dojrzałej fazie.
A może to czas spółek większych? WIG-owi 20 do rekordów wciąż jeszcze bardzo daleko.
Ale większe spółki w niektórych segmentach wyglądały bardzo dobrze. Weźmy banki, które bardzo ładnie wykorzystały ostatnie kilka lat. W krótszej perspektywie również spółki energetyczne sprawiły miłą niespodziankę. Natomiast jako zbiorowość, to wśród największych trudno o spektakularne wyczyny, bo to firmy duże, im rosnąć jest po prostu trudniej.
ZOBACZ, co na nowym forum internauci piszą o spółce Quercus TFI i o pozostałych spółkach z GPW
Podejrzewam, że zbliżający się koniec hossy to wcale nie jest dla Państwa najgorsza wiadomość. Patrząc wstecz, zaczynamy interesować się funduszami, dopiero kiedy akcje są przewartościowane.
Po wydarzeniach na Ukrainie skłonność Polaków do inwestowania na giełdzie jest mniejsza. Dopóki napięcia za wschodnią granicą nie osłabną, nie spodziewam się dużych napływów - mimo hossy i wciąż niskich stóp procentowych, które zazwyczaj bardzo sprzyjają naszej branży.
Czytaj więcej w Money.pl