O walce o miliardy z Unii Europejskiej, olbrzymim potencjale rynku w Norwegii i niechęci do wypłacania dywidendy rozmawiamy z Tomaszem Sweklejem, prezesem Torpolu, spółki która w ubiegłym tygodniu zadebiutowała na GPW. Szef jednego z największych wykonawców na rynku budownictwa infrastruktury kolejowej i tramwajowej w Polsce nie tylko nie boi się ryzyka, które pogrążyło spółki budujące polskie drogi. Zapowiada, że w tym roku spółka zarobi więcej niż w dwóch poprzednich latach razem wziętych.
Paweł Zawadzki, Money.pl: Dzięki debiutowi na giełdzie wychodzicie z cienia poprzedniego właściciela. Choć Polimex-Mostostal to jedna z najbardziej rozpoznawalnym firm w polskiej budowlance, to ostatnie kilkadziesiąt miesięcy upłynęło jej pod znakiem ciągłej walki o uniknięcie bankructwa. To usamodzielnienie się pozwoli złapać Torpolowi wiatr w żagle?
Tomasz Sweklej, prezes Torpol S.A.: Nas to nie dotyczy, ponieważ cały czas realizujemy swoją strategię. Myślę, że nowy układ właścicielski będzie dla nas korzystniejszy, a dzięki nowo pozyskanemu kapitałowi będziemy mogli się szybciej rozwijać.
Inwestorzy faktycznie dopisali.
Jesteśmy zadowoleni i wdzięczni inwestorom. Wypada cieszyć się z tego, że obdarzyli nas zaufaniem i uwierzyli w to, co napisaliśmy w prospekcie emisyjnym.
Zdecydowanie uwierzyli. Polimex-Mostostal sprzedał akcje Torpolu za 124,5 miliona złotych. Z nowej emisji Torpol pozyskał mniej więcej 60 milionów złotych. To wycenia spółkę na niemal 185 milionów złotych. Kiedy rozmawiamy, wycena całego Polimeksu to około 117 milionów złotych.
To jest rynek. Trudno się do tego odnosić. Trudno się również odnosić do sytuacji Polimeksu, która jest mocno skomplikowana. Torpol jest spółką bardzo przejrzystą, bardzo prostą w organizacji. Od lat działamy w tym samym obszarze i nie planujemy wchodzić w nowe. To, co robimy, robimy dobrze i chcemy robić to jeszcze lepiej. Kładziemy natomiast coraz większy nacisk na dywersyfikację geograficzną.
Z oferty pierwotnie planowaliście pozyskać około 50 milionów złotych, które mniej więcej po połowie chcieliście podzielić pomiędzy działalność prowadzoną na polskim i norweskim rynku. Pozyskaliście około 10 milionów więcej. Jak teraz będzie wyglądał podział?
Mieliśmy szczegółowy plan, jeśli chodzi o podział tych 50 milionów złotych. Dodatkowych 10 milionów jeszcze nie rozparcelowaliśmy, ale zostaną one podzielone między rynek polski i norweski.
Połowę środków z emisji wykorzystacie więc na rynku, na którym w ujęciu procentowym macie bardzo mały udział. Z drugiej strony pokazujecie, że ma on olbrzymi potencjał. Torpol w Norwegii pozyskał do tej pory kontrakty warte około 100 milionów złotych, ale kraj ten zamierza w latach 2014-2023 przeznaczać na modernizację infrastruktury kolejowej ponad 8 miliardów złotych rocznie. Dodatkowo cena nie jest jedynym kryterium w przetargach, dzięki czemu firmy mogą liczyć na wyższe marże. Brzmi sielankowo. Nie zamierzacie przeskoczyć na tamten rynek?
Nie, absolutnie nie. Polski rynek zawsze będzie dla nas podstawą działalności.
Ale rozumiem, że Torpol w ten sposób chce postawić drugą nogę swojego biznesu?
Zdecydowanie tak. Przede wszystkim dlatego, że dzięki temu mamy finansowanie niepochodzące z Unii Europejskiej. To jest bardzo ważna kwestia. Druga rzecz to jasno sprecyzowane przez państwo norweskie nakłady na infrastrukturę kolejową, które do 2023 roku mają sięgnąć równowartości 80 miliardów złotych. Jest to rynek bardzo atrakcyjny, aczkolwiek również trudny. Znacznie większe niż w przypadku rynku polskiego są tu bariery wejścia. Jesteśmy na nim już od kilku lat, pozyskaliśmy niezbędne certyfikaty.
Teraz na polskiej giełdzie pozyskaliście kapitał, więc na rynku norweskim będziecie mogli _ odcinać kupony _?
Na pewno będziemy działać znacznie intensywniej. Mamy wiedzę. Wiemy, jak trzeba się na tym rynku poruszać i co jest ważne. Dotąd brakowało najważniejszego, czyli finansowania.
Zobacz, jak wyglądał debiut Torpolu na GPW src="http://www.money.pl/u/money_chart/graphchart_ns.php?ds=1404802800&de=1404833400&sdx=0&i=&ty=1&ug=1&s%5B0%5D=TORA&colors%5B0%5D=%231f5bac&w=600&h=300&cm=0&lp=1&rl=1"/>Dodaj wykresy do Twojej strony internetowej
A inne rynki? Skandynawia, może Europa Zachodnia?
Małymi krokami. Na pewno będziemy się przyglądać innym, ale najpierw chcemy rozwinąć się na rynku norweskim.
Proces certyfikacji, zdobywania niezbędnych pozwoleń, jest długotrwały. Czy to nie jest zatem dobry czas, żeby na innych rynkach zacząć zdobywać uprawnienia i doświadczenie?
Być może. Na dzisiaj myślimy jednak przede wszystkim o Norwegii. Tam są pieniądze, jest program wydatków na infrastrukturę. Na innych rynkach nie słychać, żeby coś tak dużego się działo. Z kolei w Europie Zachodniej panuje już bardzo duża konkurencja.
Trakcja - największy konkurent Torpolu w Polsce - stawia na Litwę i celuje w kraje nadbałtyckie, ale zapowiada również, że będzie przyglądała się państwom skandynawskim. Może Torpol powinien więc zwrócić uwagę na kraje nadbałtyckie?
Wydaje mi się, że mają one sporo mniejszy potencjał. Nie mówiąc już o tym, że Trakcja ma na Litwie spory atut w postaci firmy działającej na tamtejszym rynku. My zaczynalibyśmy tam zupełnie od zera.
Czyli mówiąc wprost - stosunek potencjalnych korzyści do nakładów nie byłby dla Was satysfakcjonujący?
Raczej tak.
Na drugiej stronie czytaj o unijnych miliardach, prognozowanych zyskach i dywidendzie
Wróćmy więc do krajowego rynku. W Polsce środków na infrastrukturę również nie braknie. Według informacji PKP PLK około 44 miliardy złotych ze środków unijnych będzie w najbliższych latach przeznaczone na inwestycje kolejowe. Ile chcielibyście z tego ugrać dla siebie?
Nasz tradycyjny udział w rynku sięga około 12-13 procent. Taki właśnie na pewno chcielibyśmy utrzymać. Myślę, że jeżeli będą odpowiednie okoliczności, to znaczy rentowność kontraktów będzie zadowalająca, to będziemy próbowali go zwiększać. Oczywiście nie będziemy robić tego kosztem pozyskiwania wszystkich możliwych kontraktów. Z naszej perspektywy kluczowa będzie ich rentowność.
Nie tak dawno Torpol chwalił się najwyższym w historii portfelem zamówień. Jego wartość na lata 2014-2015 to ponad 2,2 miliarda złotych. Kilka lat temu PBG, czy Polimex-Mostostal również raportowały rekordowe portfele zamówień. Później jednak okazało się, że wiele z nich było nierentownych, co doprowadziło do olbrzymich problemów. Nie obawiacie się podobnej sytuacji?
Na pewno nie. PKP PLK często, mimo kryterium najniższej ceny, wnikliwie bada oferty, analizując między innymi doświadczenie czy kompetencje wykonawców. Kilka istotnych projektów pozyskaliśmy pomimo zaoferowania ceny wyższej, niż inni oferenci. W dwóch największych obecnie kontraktach kolejowych w Polsce - Łódź Fabryczna i E75 Rail Baltica - łącznie byliśmy drożsi od najtańszych ofert o ponad 340 milionów złotych brutto. To pokazuje, że nie chcieliśmy wygrać przetargów za wszelką cenę.
Dodatkowo, jeden i drugi projekt, z uwagi na wymagania banków je finansujących, podlegają stałemu monitoringowi przez niezależny zewnętrzny podmiot. Obydwa są oceniane pozytywnie, co potwierdza prawidłowość złożonych przez nas ofert pod względem marży, czy rentowności.
Nie boicie się więc ryzyka, które pogrążyło spółki budujące polskie drogi?
Śpimy spokojnie. Historia składanych przez Torpol ofert pokazuje, że chcemy być na rynku, walczymy o niego, ale z całą pewnością nie jest to walka za wszelką cenę. Bezpieczeństwo i unikanie nadmiernych ryzyk jest dla nas znacznie ważniejsze niż powiększanie sprzedaży bez względu na jakiekolwiek okoliczności.
Stawiacie na bezpieczeństwo, ale wyniki mają gwałtownie wzrosnąć. W 2013 roku Torpol miał niemal 416 milionów złotych przychodów i 4,8 miliona złotych zysku netto. Rok wcześniej spółka miała ponad 380 milionów złotych przychodów i 5,6 miliona złotych zysku netto. Prognoza na ten rok zakłada wypracowanie ponad 800 milionów przychodów i 24,9 miliona zysku netto. To więcej niż dwa poprzednie lata razem wzięte. Skąd taki optymizm?
To nie jest optymizm, to są realia. Te liczby są następstwem projektów, w przypadku których mamy dokładnie rozpoznane marże. Z czego to się bierze? Wraz ze wzrostem sprzedaży nie musimy już tak bardzo zwiększać kosztów stałych. To oznacza, że wzrost sprzedaży skutkuje wzrostem marż.
Wyniki mają rosnąć, ale dywidendy wypłacać nie chcecie. Zarząd Torpolu planuje rekomendować w najbliższych trzech latach wykorzystanie zysków na realizację celów rozwojowych, ale fundusze, które z pewnością pojawią się w akcjonariacie spółki mogą chcieć czegoś innego, na przykład sowitej dywidendy. W ostatnim czasie takich sytuacji na GPW było co najmniej kilka, a prym wiodły Otwarte Fundusze Emerytalne.
W bieżącym roku i przez najbliższe dwa lata chcielibyśmy się skupić przede wszystkim na rozwoju. Oczywiście świętym prawem akcjonariuszy jest decyzja w sprawie dywidendy, ale mam nadzieję, że inwestorzy kupujący akcje Torpolu znają nasze plany i pozwolą nam na ich realizację.
Jak wynika z prospektu emisyjnego Torpolu, aby wypłacić dywidendę może być potrzebna zgoda kredytodawców, czyli banków. Czy to nie sposób, aby zablokować zbyt _ chciwych _ akcjonariuszy w najbliższej przyszłości?
Te zasady zostały wprowadzone za czasów, kiedy w spółce był jeden właściciel - Polimex-Mostostal.
Ale wciąż obowiązują. Rozumiem, że może być taka sytuacja, iż akcjonariusze będę chcieli wypłacić dywidendę, ale na drodze staną banki-kredytodawcy i powiedzą _ stop _? Hipotetycznie taki scenariusz może się zdarzyć.
Za dużo w tym wszystkim hipotez. Ja będę starał się raczej trzymać tego, co zapowiadaliśmy. W pierwszych latach chcemy postawić na rozwój Torpolu, ale w dalszej perspektywie dywidenda jest jak najbardziej możliwa.
Jakieś konkrety? Możemy mówić o procentach?
Obecnie jest na to zdecydowanie zbyt wcześnie.
Czytaj więcej w Money.pl