Banki centralne na całym świecie zaostrzają politykę pieniężną, by schłodzić gospodarkę i w efekcie powstrzymać szalejącą inflację. Za nią w dużej mierze odpowiedzialne są drożejące surowce, w tym m.in. paliwa i energia. Eksperci Saxo Banku mają jednak poważne wątpliwości, czy uda się tym razem łatwo zatrzymać podwyżki cen.
"Sektor surowców nie wykazuje zbyt wielu oznak negatywnego wpływu obaw o globalny wzrost gospodarczy na ceny. W istocie w ciągu ostatniego tygodnia indeks towarowy spot Bloomberg osiągnął nowe rekordowe maksimum, idąc w górę o 38 proc. w skali roku, przy czym większość zysków wynikała z gwałtownego wzrostu cen ropy naftowej, gazu ziemnego i paliw" - czytamy w raporcie Saxo Banku.
Wskazano w nim, że w normalnych warunkach wzrost cen surowców wywołuje reakcję producentów w postaci zwiększenia produkcji, które ostatecznie przyczynia się do spadku cen dzięki większej podaży. Niestety tym razem mechanizm ten może nie zadziałać.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Groźba stagflacji
Eksperci banku zauważają, że za wzrost cen nadal odpowiadają przede wszystkim sektor energetyczny i zbożowy, które w ujęciu rok do roku zyskały odpowiednio 102 i 33 proc. Sektor metali przemysłowych, który w okresie od marca do kwietnia spadł o 25 proc., kiedy ogniska COVID-19 spowodowały lockdowny w części chińskiej gospodarki, w ostatnich tygodniach podjął próbę umocnienia.
Przypominają, że gwałtowny wzrost popytu na dobra konsumpcyjne w okresie lockdownów w latach 2020-2021, wspierany przez pomoc rządową i najniższe w historii stopy procentowe, przyczynił się do spadku podaży wielu kluczowych surowców, od metali po energię.
Ponadto niekorzystne warunki pogodowe i wojna w Ukrainie, które zapewniły turbodoładowanie cenom pszenicy i olejów jadalnych, zniwelowały utrzymującą się od wielu lat obfitą podaż kluczowych produktów żywnościowych.
- Te i inne zjawiska spowodowały, że inflacja w USA wzrosła do najwyższego poziomu od 40 lat - wskazuje Ole Hansen, dyrektor ds. strategii rynku surowców w Saxo Banku.
Zauważa także, że prognozy dotyczące globalnego wzrostu gospodarczego stoją pod znakiem zapytania. Nawet w Stanach Zjednoczonych, gdzie monitorowany przez Rezerwę Federalną wskaźnik PKB wskazuje obecnie na zwiększone ryzyko zerowego wzrostu w drugim półroczu. To potencjalnie może doprowadzić do technicznej recesji, która ma miejsce, gdy wzrost gospodarczy w dwóch kolejnych kwartałach jest ujemny.
Ponadto w ubiegłym tygodniu Bank Światowy obniżył prognozę dla globalnego wzrostu, ostrzegając przed stagflacją w stylu lat 70.
Co jest nie tak z globalną gospodarką?
W związku z tym naturalnie nasuwa się pytanie, kiedy zahamuje hossa na rynkach surowców? W normalnych warunkach wzrost cen surowców wywołuje reakcję producentów w postaci zwiększenia produkcji, które ostatecznie przyczynia się do spadku cen dzięki większej podaży. Ponadto problem wysokich cen rozwiązuje zwykle perspektywa spowolnienia wzrostu gospodarczego i popytu.
- Powody, dla których naszym zdaniem takie reakcje rynku tym razem mogą nie nastąpić, wynikają z szeregu czynników. Najważniejszy z nich to mniejszy nacisk na inwestycje ze strony głównych producentów energii i metali - tłumaczy Hansen.
Dodaje, że w pewnych sektorach część producentów jest bliska osiągnięcia maksymalnego poziomu produkcji. Do tego dochodzi popyt związany z zieloną transformacją czy ograniczenia dotyczące inwestorów i kredytów oraz zwiększony nacisk na zmniejszenie zależności od Rosji.