WeWork to istniejący od dziewięciu lat amerykański start-up, który zajmuje się przekształcaniem biur w przestrzenie do współpracy, a następnie ich wynajmem. Firma zarządza ponad 120 nieruchomościami w 35 miastach na świecie, w których pracuje w sumie około 500 tys. osób. Zainteresowanie ofertą? Jest. Wyniki finansowe pozostawiają jednak wiele do życzenia.
W Warszawie firma ma trzy lokalizacje: przy Kruczej 50, przy Krakowskim Przedmieściu 13 (budynek Hotelu Europejskiego) i ulicy Grzybowskiej 62. Wkrótce ma zostać otwarta czwarta nieruchomość - Mennica Legacy Tower przy ulicy Prostej. Wszystkie w centrum, wszystkie w okolicy urzędów i innych biznesowych lokalizacji. I tak to ma funkcjonować również na całym świecie.
WeWork odkrył niszę wprowadzając elastyczne zasady wynajmu przestrzeni. Dla nowo-powstających start-upów z potencjałem na szybki wzrost, było to niczym manna z nieba. Taki model rozwiązywał problem poszukiwania biur, przemodelowania ich pod potrzeby firmy i podpisywania długoterminowych umów. Można za to wynająć miejsce na krótki okres. Jak się biznes uda, to siedziba się pojawi. Jak nie, to przynajmniej pieniądze nie będą wydawane na lokalizację.
Obejrzyj: Europejski Bank Centralny obciął stopy procentowe. "Jestem sceptyczny
Firma wynajmuje przestrzenie na krótki czas – nawet na dzień, miesiąc czy rok. Jednocześnie spółka samemu podpisuje umowy na biura na okres 5-10 lat. Wynajem krótkookresowy jest bardziej zyskowny niż wynajem długoterminowy. Różnica pomiędzy umowami ma być zyskiem We Work.
Koszty? Jak podaje serwis hustle.com, członkostwo w WeWorku kosztuje 45 dolarów miesięcznie, wynajęcie biura na dzień 50 dolarów. Z kolei 350 dolarów trzeba wydać za miesięczny dostęp do wspólnej przestrzeni, a od 275 do nawet 600 dolarów kosztuje wynajęcie samodzielnego biura (cena zależy od lokalizacji).
Kosmiczna wycena i kolosalne straty
Jak podaje firma analityczna CBS Insights, start-up zarabia na trzy sposoby. Pierwszy to wynajem przestrzeni, drugi to usługi dodatkowe (udostępnianie narzędzi do marketingu, siłowni czy wewnętrznego inkubatora dla firm WeWork Labs) i wreszcie zarządzanie danymi. WeWork ma trzy platformy – Case, Teem, Euclid – do zbierania i analizy danych dotyczących budynków, architektury i zarządzania przestrzeniami.
- WeWork dostrzegł wartość w organizowaniu spotkań i wydarzeń, w trakcie których mogą poznawać się ze sobą utalentowani ludzie, a także założyciele start-upów i inwestorzy z funduszy. Firma jest też przestrzenią, w której mogą prezentować się twórcy innych produktów i usług - tłumaczy Arek Skuza, mieszkający na co dzień w Dallas przedsiębiorca start-upowy i doradca.
Pomysł zasilany jest głównie pieniędzmi od inwestorów, wśród których jest m.in. globalne konsorcjum inwestycyjne SoftBank (jego zaangażowanie wynosi 10 mld dol.). W efekcie spółka jest wyceniana na 47 mld dolarów. Jednak twórcy firmy, m.in. Adam Neumann, zaczęli mieć apetyt na dodatkowe pieniądze. Kierunek? Chcą je zyskać z giełdy.
Jednak, aby stać się spółką publiczną trzeba było pokazać szczegóły dotyczące finansów i ładu korporacyjnego. Inwestorzy mogli przeżyć szok. Firma co roku zwiększa przychody, ale jednocześnie notuje straty: w 2016 roku 436 mln dol. przychodów i 396 mln dol. strat, w 2017 roku przychody wyniosły 886 mln dolarów, a strata zwiększyła się do 931 mln dol. Choć w ubiegłym roku WeWork zarobił 1,8 mld dol. to cały rok zakończył na minusie (1,6 mld dol. straty).
- Wysokość strat w ostatnich kwartałach na podstawowym modelu biznesowym dopiero teraz uzmysławia wielu inwestorom, że tak szybki wzrost skali biznesu bardzo dużo kosztuje. Dopiero teraz pojawiają się pytania, czy da się na takim modelu biznesowym długofalowo zarabiać – komentuje Radosław Czyrko, partner w funduszu Tar Heel Capital Pathfinder.
Jak dodaje: - Dzisiaj amerykańskie giełdy raczej szykują się do bessy, a nie kolejnych lat wzrostowych, co na pewno przekłada się na potencjalne inwestycje w tak ryzykowne projekty jak WeWork.
Niejasne interesy założyciela
Kontrowersje budzi też fakt, że WeWork postrzega siebie jako firmę technologiczną, choć niczego nie tworzy i po prostu wynajmuje biura. Do tego okazało się, że w firmie ma miejsce konflikt interesów.
- Istnieje relacja pomiędzy nieruchomościami, które firma wynajmuje, a samym założycielem firmy, który często jest właścicielem lub współwłaścicielem tych nieruchomości - wyjaśnia Arek Skuza. Mówiąc wprost: w bazie nieruchomości do wynajęcia były budynki właściciela spółki.
Adam Neumann postanowił naprostować sytuację i przekazał swoje udziały funduszowi inwestycyjnemu, który częściowo kontroluje spółka-matka WeWorka, czyli We Company. Ferment nie ustał na długo. Ostatnio gruchnęła wiadomość, że firmę opuszcza szefowa działu komunikacji WeWork Jennifer Skyle, która dołączyła tam po przejściu z Facebooka.
Następnie "Wall Street Journal" napisał, że debiut start-upu na giełdzie prawdopodobnie przesunie się. - Czy zainwestowałbym w WeWork? Raczej nie. Jest to biznes nieruchomości, a ma wycenę jakby był firmą technologiczną. Do tego nie wierzę, aby WeWork miał zmienić świat tak, jak Uber zmienił sposób podróżowania. Jednocześnie dostaję sygnały od ludzi z branży nieruchomości, że firmy chcą "kupować" elastyczność – podsumowuje doradca zarządów spółek Greg Albrecht.
Start-upy z wysokimi wycenami, które debiutowały w tym roku na giełdzie – Uber, Lyft i Slack – nie radzą sobie dobrze od momentu, gdy stały się spółkami publicznymi.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl