Blokada rurociągu, który może przesyłać ponad 400 tys. baryłek ropy dziennie z dwóch największych pól naftowych Libii El Feel i Sharara, to poważny cios dla libijskiego przemysłu naftowego. Pogrążonego w wojnie z ISIS i wewnętrznym konflikcie kraju, mimo przynależności do kartelu OPEC, nie obowiązuje ograniczenie wydobycia ropy. Dostęp do tych pól naftowych miał pomóc wrócić Libii na międzynarodowy rynek.
Wojna z Państwem Islamskim i wewnętrzne walki między oddziałami Chalify Haftara, nieuznawanego na arenie międzynarodowej dowódcy samozwańczej Libijskiej Armii Narodowej, a armią rządu jedności narodowej doprowadziły do poważnego kryzysu w państwie.
Libia po rewolucji, która obaliła Muammara Kadafiego, wskutek kolejnych konfliktów utraciła swoją pozycję na rynku naftowym. Z 1,6 mln baryłek dziennie w 2011 roku, w ciągu pięciu laty produkcja spadła do około 300 tys. baryłek ropy dziennie.
- Libia ze względu na problemy polityczne nie jest już decydującym eksporterem regionu śródziemnomorskiego. Zawieszenie eksportu czy blokady rurociągów są wydarzeniem, które choć wypchnęły ceny ropy w górę, to zapewne tymczasowo – wyjaśnia dr Jakub Bogucki, ekspert rynku paliw e-petrol.
Nie na tyle, by OPEC mógł czuć się bezpieczny o swoje wpływy. To właśnie ze względu na trudną sytuację wewnętrzną organizacja zgodziła się wyłączyć Libię z przyjętego przez kartel ograniczenia wydobycia do 32,5 mln baryłek dziennie, które miało doprowadzić do podbicia giełdowych cen ropy i zażegnania kryzysu naftowego.
Umowa między grupami milicji strzegących pól naftowych a rządem miała pozwolić na restart produkcji ropy z pól El Feel i Sharara, transport rurociągiem i załadunek na tankowiec w odbitym z rąk ISIS największym porcie naftowym Libii Es Sider. Byłby to pierwszy taki transport od 2014 roku.
Kłopot w tym, że dostęp do pól kontrolują dwie grupy militarne sympatyzujące z różnymi centrami władzy w kraju – w Tobruku i w Trypolisie. Jedna z nich, zdominowana przez grupy etniczne Toubou, uznała, że została pominięta w negocjacjach z rządem. Jako ochrona pól naftowych zdecydowała, że dopóki nie zostanie ujęta w umowie, ropa nie popłynie do Es Sider - donosi Wall Street Journal.
Przedstawiciele rządu - jak relacjonuje WSJ - zapewniają, że do ugody dojdzie i w ciągu najbliższych dni złoża ropy z rejonu EL Feel i Sharara zostaną uruchomione. Niebezpieczeństwo blokady i niepewność dostaw libijskiej ropy wpłynęła na światowe ceny surowca.
- Libia wciąż pozostaje niewiadomą jeśli chodzi o jej możliwości produkcyjno-eksportowe, a na razie zmiana zwyżkowa w cenach m.in. ropy Brent może być wiązana z typowym dla sytuacji zagrożenia wzrostem – tłumaczy dr Bogucki.
Jak przekonuje analityk e-petrol, w obliczu planowanych samoograniczeń OPEC brak produkcji libijskiej na rynku może być wsparciem dla ewentualnych wzrostów cen, które są przecież zamiarem organizacji. Czy Libia ma szansę na powrót na rynki naftowe jako znaczący gracz? Na pewno nie w najbliższym czasie. Walki z ISIS wciąż trwają, część pól została zniszczona - podobnie jak nadmorskie porty.
Przypomnijmy, że zaledwie przed paroma dniami udało się rządowej armii, przy wsparciu amerykańskiego lotnictwa, zdobyć miasto Sytra - twierdzę Państwa Islamskiego. Ten śródziemnomorski port znajduje się zaledwie 30 km od największego terminalu w As-Sidra. To z nim połączone są ośrodki wydobycia ropy w głębi kraju. Możliwości przeładunkowe tego portu to ponad 400 tys. baryłek dziennie.
Do tego dochodzi wciąż nierozwiązany kryzys i rywalizacja między wspieranym przez ONZ rządem w Tobruku i milicją samozwańczych władz w zachodniej części kraju, rezydujących w Trypolisie. Porty są porozdzielane pomiędzy oba te ośrodki.
- Libia musi ustabilizować swoje możliwości eksportowe – ma jednak sporo do nadrobienia, aby przywrócić swoją pozycję sprzed okresu niepokojów i wojny domowej – podsumowuje dr Bogucki.