Jeszcze kilka tygodni temu wydawało się, że dynamiczny wzrost cen ropy sprawi, że jedna baryłka czarnego złota kosztować będzie ponad 150 dolarów. Część analityków wieszczyła wówczas, że tendencja ta doprowadzi do tego, że ropa będzie kosztować nawet 200 dolarów. Póki co, tak się nie dzieje. Dlaczego?
11 lipca ropa osiągnęła na światowych rynkach rekord wszechczasów. Za jedną baryłkę płacono wówczas 147,27 dolarów. Wcześniej cena tego surowca rosła odwrotnie proporcjonalnie do PKB w najważniejszych gospodarkach świata.
Wśród inwestorów panowała prawdziwa histeria. Ceny ropy podbijane były przez kolejne wypowiedzi prezydenta Iranu Mahmuda Ahmadineżada czy przez niepokoje w Nigerii. Niewielu natomiast analityków rynku surowców mówiło wówczas, że sytuacja w światowej gospodarce zaczyna się pogarszać, co wcześniej czy później spowoduje osłabnięcie globalnego popytu na ropę. I stało się, raczej wcześniej niż później. Nagle cena ropy zanotowała spadek - tak gwałtowny, jak wzrosty jakiś miesiąc wcześniej.
Trichet ex Machina
Wydaje się, że kluczowa dla spadków cen ropy jest data 7 sierpnia 2008 roku. Wtedy to na comiesięcznym posiedzeniu zebrały się władze Europejskiego Banku Centralnego, aby zdecydować o poziomie stóp procentowych w strefie euro.
EBC wstrzymał się wówczas z kolejną podwyżką, a jego prezes uświadomił inwestorom, że gospodarki krajów rozwiniętych znajdują się w stanie stagnacji, co oznacza, iż będą one w najbliższym czasie zgłaszać mniejsze zapotrzebowanie na ropę.
Mimo, iż na konferencji prasowej Jean-Claude Trichet po raz kolejny powtórzył jak mantrę swoją anegdotę o kompasie, na którym EBC widzi tylko jeden kierunek - cel inflacyjny, i nie ma nim drugiej igły, która wskazywałaby wzrost gospodarczy, decyzja o niezmienianiu poziomu stóp procentowych oznaczała jedno. Sytuacja gospodarcza w Europie jest na tyle zła, iż władze Banku zrezygnowały z podniesienia stóp procentowych mimo rekordowego wskaźnika HICP, przekraczającego o ponad 2 pkt proc. poziom, którego utrzymywanie jest fundamentalnym celem Europejskiego Banku Centralnego.
Podobnie zresztą jak EBC, zachował się w tym samym czasie Bank of England, który również nie zdecydował się na zmianę stóp procentowych, mimo rekordowej inflacji na Wyspach. BoE chciał w ten sposób ratować przed recesją brytyjską gospodarkę, która wzrosła w II kwartale zaledwie o 0,2 proc. PKB - czym zresztą nie różniła się zbytnio od czołowych gospodarek strefy euro.
ZOBACZ TAKŻE:
Sierpniowa decyzja EBC miała też drugą kluczową dla cen ropy implikację. Odwróciła bowiem tendencje na rynku walutowym i zapoczątkowała umocnienie się dolara. Zahamowanie podwyżek stóp procentowych w Eurolandzie momentalnie przywróciło modę na kupowanie amerykańskiej waluty. Już w dzień po decyzjach EBC i BoE dolar umocnił się względem euro i funta do poziomu nienotowanego od 5 miesięcy. Także dzięki temu, cena ropy, która jest liczona przecież w USD, zaczęła spadać.
Już cztery dni po konferencji EBC za baryłkę ropy z wrześniowym terminem dostawy płacono na New York Mercantile Exchange zaledwie 113 dolarów, czyli 23 proc., tj. 34 USD, mniej niż miesiąc wcześniej. Wraz z cenami ropy spadać zaczęły też ceny innych surowców - złota, aluminium czy platyny.
Wojna już nie straszna
W obecnej sytuacji widzimy, że inwestorów nie jest w stanie przestraszyć nawet konflikt na Kaukazie, czyli w miejscu, które jest kluczowe dla transportu ropy z rejonu Morza Kaspijskiego. Możemy sobie tylko wyobrazić jak na zamknięcie przez British Petroleum dwóch z trzech rurociągów, którymi przez Gruzję płynęła na zachód kaspijska ropa, zareagowałby rynek jeszcze kilka tygodni temu.
Czy cena ropy przekroczyłaby wówczas magiczną barierę 150 dolarów za baryłkę? Na pewno. Tymczasem jak zachowuje się cena tego surowca dzisiaj, gdy jego dostawy z tak ważnego regionu są zagrożone? Nie zmienia się i utrzymuje się na relatywnie niskim, w porównaniu do początków lipca, poziomie.
Jak zachowywać się będą indeksy ropy w nadchodzących miesiącach? Globalna sytuacja gospodarcza, która pogarsza się w dalszym ciągu, skłania do opinii, że ropie nie grozi na razie powrót do cen z pierwszej połowy lipca. Stany Zjednoczone przeżarte są inflacją, recesja grozi największym gospodarkom strefy euro - Niemcom, Włochom, Francji czy Hiszpanii, z najgorszą od początku lat 90. sytuacją zmaga się Wielka Brytania, recesja jest faktem w Japonii, a władze Korei Płd. ostrzegają o niebezpieczeństwie powrotu do sytuacji sprzed 10 lat. Nawet świetnie rozwijające się Chiny odnotowały w lipcu 7-proc. spadek importu ropy.
Lista krajów, których gospodarki ostatnio nie radzą sobie najlepiej jest długa i oznacza, że globalny popyt na ropę nie zacznie znowu szybko rosnąć. Światowego zapotrzebowania na ten surowiec nie zwiększy bynajmniej nienajgorsza kondycja gospodarek Europy Środkowo-Wschodniej czy, pozytywnie ocenionej ostatnio przez Bank Światowy, Brazylii.
Jak to się stało?
Widzimy dzisiaj, że nie mieli racji analitycy, którzy wieszczyli wzrost cen ropy do poziomu 200 dolarów za baryłkę, gdyż kształtowanie się indeksów tego surowca postrzegali przez pryzmat wysokiego prawdopodobieństwa, z jakim amerykańskie czy izraelskie myśliwce zaatakują irańskie reaktory jądrowe.
Indeksy ropy zaczęły spadać, gdyż do inwestorów dotarło wreszcie, że sytuacja gospodarcza na świecie zaczyna się pogarszać. Dlaczego zaczyna się pogarszać? Na skutek drożejącej ropy. I koło się zamyka. Kiedy światowa gospodarka nabierze oddechu? W momencie, gdy pozwolą jej na to ceny czarnego złota.
Rzeczywistym powodem spadków cen ropy jest prawo, zgodnie z którym cena towaru wyznaczana jest w miejscu, w którym popyt spotyka się z podażą. W przypadku ropy widzimy, że krzywa wyznaczająca popyt zaczyna przesuwać się w lewo, gdyż najważniejsze gospodarki na świecie, rozwijające się aktualnie w tempie ok. 0-1 proc. PKB, zużywają mniej paliwa.
Ostatnie spadki cen ropy w USA sprawiły, że cena galona benzyny spadła tam o ponad 30 centów, do poziomu poniżej 3,8 USD. Mimo to, aktualna cena benzyny w USA jest wyższa o ponad jednego dolara w porównaniu z analogicznym okresem roku ubiegłego. Czy cena benzyny w Stanach powróci do poziomu ok. 2,8 USD za galon?
Jeśli tak by się stało, najbardziej paliwożerna gospodarka świata mogłaby nabrać rozpędu i ponownie rozwijać się w tempie 2-3 proc. PKB - a wraz z nią - również gospodarki Wielkiej Brytanii, strefy euro czy Japonii. Co stałoby się wówczas? Ceny ropy znów zaczęłyby rosnąć.