Jest coraz więcej kontrowersji wokół szczepionki firmy AstraZeneca. I nie chodzi tylko o opóźnienia w dostawach. Najpierw dużo się mówiło o tym, że preparat nie jest zalecany dla osób najstarszych. Później na całym świecie było sporo zgłoszeń o działaniach niepożądanych, a teraz kilka krajów wstrzymało szczepienia.
Szczepienia przeciw COVID-19 produktem AstryZeneki wstrzymano m.in. w Norwegii, Danii, Austrii, Estonii, na Litwie, Łotwie, w Luksemburgu, we Włoszech, a także w Tajlandii.
- W tej chwili kilka krajów wstrzymało szczepienia preparatem od AstryZeneki po wystąpieniu choroby zakrzepowo-zatorowej. Takiego przypadku w Polsce jeszcze w tej chwili nie obserwujemy - powiedział w piątek wiceminister zdrowia Waldemar Kraska.
Warto dodać, że Europejska Agencja Leków wydała oświadczenie, że liczba przypadków choroby zakrzepowo-zatorowej u osób zaszczepionych nie jest wyższa niż w ogólnej populacji. To jednak nie wszystkich uspokaja.
Nerwowość widać m.in. u inwestorów giełdowych. AstraZeneca to brytyjsko-szwedzki koncern farmaceutyczny, którego akcje są notowane na giełdach w Londynie, Nowym Jorku i Sztokholmie. W czwartek traciły na wartości dość wyraźnie, bo o ponad 2 proc. W piątek są na razie na niewielkim minusie (około 0,5 proc.).
Czytaj więcej: Rekordowe ceny mieszkań w Warszawie i Krakowie. Duże zmiany w innych miastach
Nie widać paniki, ale też od kilku miesięcy wartość biznesu systematycznie maleje. W szczytowym momencie, w lipcu, gdy trwały prace nad stworzeniem szczepionki, akcje AstraZeneca chodziły powyżej 90 funtów. Teraz są w okolicach 70 funtów, a to najniższe poziomy od marca ubiegłego roku.
Obecnie firma wyceniana jest na 92 mld funtów, a jeszcze w połowie 2020 roku było to prawie 120 mld.