Jeszcze kilka miesięcy temu prezes NBP Adam Glapiński przekonywał, że wysoka inflacja jest tylko chwilowa, niedługo ceny przestaną rosnąć tak szybko i nie ma powodu do paniki. Na początku października nagle zmienił ton, przyznał, że jest problem i decyzją RPP drastycznie w górę poszły stopy procentowe.
Bardzo podobnie wygląda obecna sytuacja w największym banku świata, czyli amerykańskim banku centralnym (Fed). Wtorkowe wystąpienie prezesa Jerome'a Powella przed komisją bankową senatu USA przyniosło niespodziewany zwrot w odniesieniu do inflacji. Dla rynków finansowych będzie to mieć poważne konsekwencje.
Powell wskazał, że czas przestać używać słowa "przejściowy" do opisania obecnej presji inflacyjnej.
Powell o inflacji i skupie obligacji
- Mamy tendencję do używania tego słowa w celu oznaczenia, że zmiany nie pozostawią trwałego śladu w postaci wyższej inflacji. Myślę, że to dobry moment, aby wycofać się z tego słowa i spróbować jaśniej powiedzieć, co mamy na myśli - powiedział Powell w odpowiedzi na pytania senatorów.
Dodał, że przy ocenie perspektyw inflacyjnych nie doceniono dotychczas roli problemów po stronie podażowej i łańcuchów dostaw.
Powell przyznał też, że należy rozważyć zakończenie ogromnego programy zakupu obligacji o kilka miesięcy wcześniej. To w ten sposób w pandemii bank USA mógł pompować na rynek miesięcznie blisko 120 mld dolarów (niektórzy wprost nazywają to drukowaniem pieniędzy), po to, by pobudzić gospodarkę w koronakryzysie.
W reakcji na słowa prezesa banku USA amerykańska giełda we wtorek zaliczyła mocne tąpnięcie. Główne indeksy zanotowały zjazd o 1,5-2 proc.
- Rynki finansowe wracają na przejażdżkę kolejką górską. Inwestorzy przygotowują się teraz na niestabilną jazdę, niecierpliwie czekając na dalsze wiadomości, które mogłyby poprawić nastroje lub je pogorszyć - powiedziała Susannah Streeter, starsza analityczka ds. inwestycji i rynków w Hargreaves Lansdown, cytowana przez PAP.
Dolar staniał
Bank USA stał się też motywem przewodnim środowych, porannych komentarzy analityków w Polsce.
- Pomimo że w ostatnich dniach inwestorzy skupiają swoją uwagę na temacie nowego wariantu koronawirusa, we wtorek wieczorem show skradł Jerome Powell. Prezes Fed występował w kongresie, a jego jastrzębie komentarze przyczyniły się do wzrostu zmienności na rynku - zauważa Łukasz Stefanik, analityk domu maklerskiego XTB.
Wskazuje, że można było zaobserwować spore ruchy nie tylko na dolarze, ale także na metalach szlachetnych czy indeksach giełdowych. We wtorek amerykańska waluta staniała w sumie z 4,15 do 4,11 zł. W środę około południa kurs jest o kolejny grosz niższy.
Sporo działo się w notowaniach złota, które w drugiej połowie wtorkowej sesji w krótkim czasie spadły z 1808 do 1770 dolarów. Teraz złoto wyceniane jest na poziomie około 1785 dolarów za uncję.
Czytaj więcej: Złoto nie ma dobrej passy. Cena najniższa od prawie pół roku
- Grudniowe posiedzenie Fed będzie szczególnie ciekawe, a to dlatego, że Jerome Powell wspomniał także o możliwym przyspieszeniu tempa taperingu (ograniczenia programu skupu obligacji - przyp. red.), co ma przybliżyć termin pierwszej podwyżki stóp procentowych w USA - uważa ekspert XTB.