Po sześciu latach kończy się przygoda dyrektora generalnego brytyjskiej grupy Tesco. Wszystko wskazuje jednak na to, że pożegnanie z właścicielami nie będzie należeć do przyjemnych. Chodzi o pieniądze.
Na piątkowym walnym zgromadzeniu akcjonariuszy 63 proc. z nich głosowało przeciwko polityce wynagrodzeń umożliwiającej wypłatę dyrektorowi na odchodne 6,4 mln funtów - donosi "Forbes". Wskazuje, że kontrowersje wzbudza nie tylko 2,4 mln funtów premii za ubiegły rok, ale cała kwota.
Warto zauważyć, że choć sytuacja Tesco np. w Polsce jest trudna (Netto przejmuje Tesco Polska)
, wyniki finansowe całej grupy nie są złe. Udało jej się zwiększyć sprzedaż w ostatnich miesiącach, mimo epidemii. Są też lepsze niż w momencie, gdy Dave Lewis obejmował stanowisko dyrektora generalnego.
Warto też przypomnieć, że gdy Lewis trafił do Tesco, firma musiała zmierzyć się z aferą księgową związaną z zawyżeniem zysku spółki.
Choć głosowanie akcjonariuszy jest wyraźnym głosem sprzeciwu, nie jest wiążące. Temat wynagrodzenia odchodzącego dyrektora jest więc ciągle otwarty. Sam zainteresowany do tej pory nie zadeklarował jak się zachowa.
Czytaj więcej: Podwyżki płac wyhamowały. Do Niemców tracimy kolejne lata
Część brytyjskich mediów komentując zamieszanie wskazuje, że tak wielkie pieniądze w dobie koronawirusa nie powinny być wypłacane menedżerom. Tym bardziej, że sama metodologia naliczenia aż 2,4 mln funtów premii jest mocno kontrowersyjna. Chodzi o manipulacje innymi, porównywalnymi firmami do Tesco, na podstawie których miały być dokonywane wyliczenia.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie