Kilka lat temu australijska spółka Prairie Mining snuła wizję budowy dwóch kopalni w Polsce, z których miała wydobywać rocznie miliony ton wysokiej jakości węgla. Rzeczywistość w naszych realiach okazała się bardziej skomplikowana. Rozwój projektów inwestycyjnych zablokowali urzędnicy.
Prairie twierdzi, że Polska naruszyła swoje zobowiązania wynikające z obowiązujących traktatów, podejmując działania na rzecz zablokowania rozwoju kopalń Jan Karski i Dębieńsko, w rezultacie pozbawiając Prairie całej wartości jej inwestycji w Polsce. Teraz pieniądze utopione w tych projektach chce odzyskać. A pomóc mają w tym międzynarodowe instytucje.
Ile państwo polskie może kosztować ten spór? - Prairie Mining nie może obecnie komentować potencjalnej wartości roszczenia lub odszkodowania - zastrzega w rozmowie z money.pl prezes Benjamin Stoikovich.
Trudno o negocjacje bez rozmów
Australijczycy nie tracą jednak nadziei, że sprawę uda się zakończyć bez wyroków. - Pozostajemy otwarci i mamy nadzieję, że nasz spór z polskim rządem zostanie polubownie rozwiązany, lecz nasze działania są skupione na odzyskaniu całkowitej wartości dla akcjonariuszy - zastrzega szef Prairie Mining.
Dotychczas w mediach szacowano, że może chodzić o 8-10 mld zł. Spółka do tej pory tych spekulacji nie potwierdziła, ale też nie dementowała.
Prezes Stoikovich wskazuje, że to decyzje polskiego rządu spowodowały, że pogrzebano dwa świetne projekty, zamiast stworzenia około 4000 miejsc pracy i miliardów złotych dodanej wartości. A zauważa, że jest to istotne wobec rosnącego długu publicznego, a także w świetle spadku krajowego wydobycia i rosnącego uzależnienia od importu rosyjskiego węgla.
Australijska spółka z jednej strony podkreśla otwartość na negocjacje z rządem, ale twierdzi też, że komunikacja z polską stroną jest dość trudna. Przypomina, że doręczyła rządowi zawiadomienie o zamiarze arbitrażu już 6 lutego 2019 roku, zwracając się wtedy o formalne nawiązanie współpracy w celu znalezienia polubownego rozwiązania kwestii rozwoju, budowy i funkcjonowania kopalni.
"Ku rozczarowaniu spółki i naszych akcjonariuszy polski rząd nigdy nie nawiązał współpracy z Prairie w odniesieniu do zawiadomienia" - przyznał pod koniec czerwca w oficjalnym komunikacie Benjamin Stoikovich.
Co dalej?
Spółka oficjalnie tego nie mówi, ale obserwatorzy rynkowi wskazują, że w tej chwili jedyne, o co może walczyć Prairie, to pieniądze z odszkodowania. Szans na uzyskanie koncesji wydobywczych Australijczycy raczej nie mają.
Podejście obecnego rządu do kapitału zagranicznego w kontekście np. kopalń trudno uznać za przyjazne. Kurs obrany jest raczej na "obronę polskiego, czarnego złota".
Co dalej z Australijską spółką w Polsce? Doświadczenia z polskimi urzędnikami najwyraźniej na tyle zniechęciły spółkę, że nie zamierzają kontynuować inwestycji wydobywczych w naszym kraju.
- Jesteśmy lojalni wobec naszych akcjonariuszy i aktywni w poszukiwaniu nowych inwestycji wydobywczych i eksploracyjnych, ale z oczywistych powodów niezlokalizowanych w Polsce - przyznaje money.pl Benjamin Stoikovich.
Spółka nie zamierza jednak wychodzić z polskiej giełdy. Co więcej, trwa procedura zapisów na akcje w trwającej ofercie publicznej. Prezes podkreśla, że liczy na "udaną współpracę z lojalnymi i oddanymi akcjonariuszami, którzy ze zrozumieniem podejdą do toczącego się procesu i będą świadomi jego długotrwałości". A mowa o poszukiwaniach nowych inwestycji wydobywczych i eksploracyjnych.
O komentarz do sporu prosiliśmy przedstawicieli rządu. Oficjalnej odpowiedzi nie otrzymaliśmy. Nieoficjalnie usłyszeliśmy natomiast, że komentarze w mediach mogą tylko zaszkodzić sprawie.