W piątek na giełdzie w USA show skradła spółka Netflix. Władze firmy nie mają jednak powodów do zadowolenia. Z dnia na dzień wartość całego biznesu skurczyła się o blisko 20 proc., czyli około 50 mld dolarów.
Nie była to tylko chwilowa panika. Po tak potężnym załamaniu nie było odbicia, a w poniedziałek na otwarciu sesji na Wall Street akcje Netfliksa dalej spadają. Są pod kreską blisko 5 proc.
Notowania akcji runęły po prezentacji najnowszych wyników platformy streamingowej. Pod względem finansów nie było większych zaskoczeń. Kwartalne przychody sięgnęły ostatnio niemal 8 mld dolarów. Bardzo zawiodły za to dane dotyczące osób, które płacą za dostęp do platformy.
Firma w ciągu ostatniego kwartału pozyskała 8,5 mln nowych abonentów, ale szacuje, że w pierwszym kwartale nowego roku będzie ich tylko 2,5 mln. Wcześniej eksperci spodziewali się niemal 7 mln. To gigantyczny zjazd. Według rynkowych obserwatorów nie ma w tym przypadku.
Streaming to trudny biznes
"Wall Street obawia się, że streaming może nie być wcale takim świetnym biznesem" - wskazuje Bloomberg. Zauważa, że w ostatnim czasie nie tylko Netflix ucierpiał. Konkurenci w branży VOD też zaliczyli twarde lądowanie na giełdzie.
Eksperci sugerują koniec pewnej ery. Netflix może wejść w nowy okres wolniejszego wzrostu. W ciągu ostatnich pięciu lat dodawał około 26 mln abonentów rocznie. Jednak w zeszłym roku przybyło zaledwie 18 mln, a prognozy wskazują, że w 2022 roku będzie ich jeszcze mniej.
Paniczną reakcję inwestorów wzmocnił niepokojący przekaz ze strony władz Netfliksa, którzy nie kryją, że nie wiedzą, dlaczego statystyki się pogarszają.
Cytowany przez Bloomberga analityk Michael Nathanson ocenia, że biznes takich platform jak Netflix czy Disney jest znacznie trudniejszy niż działalność sieci kablowej telewizji. Sugeruje, że VOD musi stale dawać widzom nowe powody do płacenia co miesiąc, a to jest coraz trudniejsze i bardzo kosztowne.
Upadek króla. Co dalej?
Jedni mówią o końcu ery. Inni o upadku króla. Filip Kondej z domu maklerskiego XTB przypomina, że Netflix jest obecnie jedną z najbardziej znanych firm dostarczających rozrywkę na świecie. Oferuje usługi w ponad 190 krajach i ma ponad 220 mln płatnych subskrybentów.
Kondej wskazuje, że motorem napędowym biznesu była pandemia koronawirusa, która przed ekrany przyciągnęła wielu widzów. Teraz wraz z zanikiem restrykcji zainteresowanie spada. W związku z rosnącymi kosztami i słabnącym wzrostem liczby abonentów firmy streamingowe stoją przed trudną decyzją, co zrobić dalej, aby utrzymać rozwój swojego biznesu.
- Mogą zwiększyć wydatki na nowe produkcje, aby wzbogacić swoje portfolio i przyciągnąć nowych klientów. Mogą też celować w istniejących, ale "nieoficjalnych" klientów. Na taką drogę zdecydował się Netflix, zwiększając restrykcje wobec nielegalnego udostępniania kont - wskazuje analityk XTB.
Czytaj więcej: Netflix bierze się za udostępnianie kont. Alerty na ekranie
Przyznaje, że jest to ryzykowne zagranie. Pozbawienie takich klientów usług Netflixa może zachęcić ich do rozpoczęcia wnoszenia opłat, ale jednocześnie może też zniechęcić ich do korzystania z usług firmy w ogóle, a nawet przejścia do konkurencji.
Innym sposobem na zwiększenie sprzedaży w czasach rosnących kosztów i wolniejszego wzrostu liczby abonentów może być podniesienie cen planów taryfowych. Na to również zdecydował się Netflix, podnosząc ceny swoich usług w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie pod koniec 2021 roku.
- Inwestorzy muszą teraz zdecydować, czy te kroki pozwolą utrzymać mocny wzrost biznesu spółki, czy też są to desperackie ruchy mające na celu utrzymanie status quo. Akcje spółki spadły w tym roku o ponad 30 proc., więc wielu inwestorów może postrzegać to jako okazję. Będzie tak tylko wtedy, gdy spółka znajdzie odpowiedni sposób do powrotu na ścieżkę wzrostu - podkreśla ekspert XTB.