Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Główny indeks amerykańskiej giełdy, S&P500, w poniedziałek był o blisko 9 proc. niżej niż w połowie lipca, gdy znalazł się najwyżej w historii. Zdominowany przez spółki technologiczne indeks Nasdaq tąpnął nawet bardziej, o ponad 13 proc. Akcje potaniały gwałtownie także na innych rynkach. WIG20, grupujący akcje największych spółek notowanych w Warszawie, we wtorek był o około 13 proc. niżej niż w połowie lipca. Japoński Nikkei 225 w zaledwie dwa dni (piątek i poniedziałek) zanurkował o ponad 17 proc., najgłębiej w historii.
Przecena akcji, trwająca już od kilku tygodni, przybrała na sile w piątek. W USA ukazały się wtedy dane z rynku pracy, które okazały się wyraźnie słabsze niż oczekiwali ekonomiści. Zatrudnienie poza rolnictwem w lipcu wzrosło tylko o 114 tys. etatów, o niemal połowę mniej niż średnio w poprzednich 12 miesiącach. To nie wystarczyło, aby wchłonąć wszystkich wchodzących na rynek pracy. W rezultacie stopa bezrobocia podskoczyła z 4,1 do najwyższego od niemal trzech lat poziomu 4,3 proc.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po tej zwyżce średnia stopa bezrobocia w minionych trzech miesiącach znalazła się o 0,5 pkt proc. powyżej minimum z ostatniego rynku. To zaś, wedle tzw. reguły Sahm, niezawodny zwiastun recesji w USA. Od lat 70. XX w. reguła ta, opracowana przez ekonomistkę Claudię Sahm, ani razu nie wysłała fałszywego sygnału.
Entuzjaści AI poczuli się rozczarowani
Inwestorzy już wcześniej wyprzedawali akcje spółek technologicznych, które w minionych dwóch latach stanowiły koło zamachowe hossy. Po tym, jak kilka z tych firm opublikowało wyniki za II kwartał, na rynku pojawiły się obawy, że gigantyczne inwestycje w sztuczną inteligencję mogą się nie zwrócić.
Rozczarowujące dane z rynku pracy padły więc na grunt bardzo podatny na panikę. Stały się pretekstem do realizacji zysków, która po tak spektakularnej hossie, jaka miała miejsce w ostatnich latach, jest naturalna.
Skutkiem tej paniki był kolejny zwiastun recesji, płynący właśnie z rynku finansowego. Od ponad dwóch lat krzywa rentowności obligacji skarbowych USA była odwrócona, co oznacza, że rentowność obligacji długoterminowych (np. 10-letnich) była niższa niż krótkoterminowych (np. 2-letnich). Krzywa rentowności odwraca się, gdy w ocenie inwestorów stopy procentowe w dalszej przyszłości będą niższe niż w najbliższej przyszłości. A stopy są niższe wtedy, gdy koniunktura jest słabsza. Krótko przed faktycznym pogorszeniem koniunktury krzywa rentowności odzyskuje jednak swój podręcznikowy kształt: rentowność papierów długoterminowych wzrasta powyżej rentowności papierów krótkoterminowych. To właśnie nastąpiło w poniedziałek.
Z ubiegłorocznej analizy Deutsche Banku wynika, że taka normalizacja krzywej rentowności po okresie inwersji poprzedzała każdą z ostatnich czterech recesji w USA. Sygnał ostrzegawczy pojawiał się z wyprzedzeniem od dwóch do sześciu miesięcy. Gdyby i tym razem historia miała się powtórzyć, recesja w USA powinna zacząć się na przełomie 2024 i 2025 r.
Goldman Sachs: ryzyko recesji wciąż niewielkie
Czy tak się stanie? Jest co najmniej kilka powodów, aby zachować optymizm. Ekonomiści – inaczej niż inwestorzy – nadal uważają na ogół, że recesja w USA pozostaje w sferze zagrożeń, a nie pewników. Przykładowo, ekonomiści z banku Goldman Sachs po piątkowych danych z rynku pracy oszacowali, że prawdopodobieństwo tego, że w ciągu roku gospodarka USA osunie się w recesję, wzrosło z 15 do 25 proc.
Po pierwsze, koniunktura na amerykańskim rynku pracy nie jest tak słaba, jak sugeruje wzrost stopy bezrobocia i niemrawy wzrost zatrudnienia. Obraz zamazały tymczasowe zwolnienia oraz duży napływ imigrantów, którzy mają kłopot z szybkim znalezieniem pracy. Tempo kreacji miejsc pracy, stanowiące miarę popytu na pracowników, od ponad dwóch lat maleje, ale i tak jest zdecydowanie wyższe niż przed pandemią koronawirusa.
Na niezłą wciąż kondycję gospodarki USA wskazuje też indeks Instytutu Zarządzania Podażą (ISM), mierzący koniunkturę na podstawie ankiety wśród menedżerów przedsiębiorstw.
W przemyśle, jak ISM informował w zeszłym tygodniu, wskaźnik ten zmalał w lipcu do 46,6 pkt z 48,5 pkt w czerwcu, wyraźnie bardziej niż oczekiwali ekonomiści. Taki wynik sugerował, że aktywność w tym sektorze maleje najszybciej od listopada 2023 r. Ale w usługach, jak okazało się w poniedziałek, indeks ISM podskoczył w lipcu do 51,4 pkt z 48,8 pkt w czerwcu. Taki odczyt oznacza, że w tym sektorze aktywność rośnie niemal równie szybko co średnio w I połowie roku. Co więcej, ze szczegółów ankiety ISM wśród przedsiębiorstw wynika, że firmy usługowe zwiększyły zatrudnienie – i to najbardziej od 10 miesięcy.
Fed nie pozwoli, aby bessa zagroziła gospodarce
"Nadal uważamy, że ryzyko recesji jest ograniczone. Nie chodzi tylko o to, że dane z gospodarki ogólnie są wciąż dobre i że nie widzimy istotnych źródeł nierównowagi. Ważne jest też to, że – jak podkreślił w zeszłym tygodniu przewodniczący Rezerwy Federalnej (banku centralnego USA – przyp. red.) Jerome Powell – instytucja ta ma przestrzeń do obniżki stóp o 5,25 pkt proc. i z pewnością szybko wsparłaby gospodarkę, gdyby zaszła taka potrzeba" – napisali we wspomnianej analizie ekonomiści z banku Goldman Sachs.
Odnieśli się do tego, że Fed na posiedzeniu pod koniec lipca utrzymał główną stopę procentową w USA w przedziale 5,25-5,50 proc., ale zasygnalizował jej obniżkę na kolejnym spotkaniu, we wrześniu.
Ekonomiści z firmy analitycznej Pantheon Macroeconomics wskazują, że Fed teoretycznie mógłby nawet zdecydować się na cięcie stóp między posiedzeniami. Robił tak bowiem dziewięć razy w ostatnich 30 latach. Zwykle jednak taka nadzwyczajna decyzja zapadała w bardziej dramatycznych okolicznościach niż obecne, np. po spadku zatrudnienia – a nie jego wolniejszym wzroście.
Pole manewru, którym dysponuje Fed, jest dziś nawet większe niż w przeszłości. Amerykański bank centralny może bowiem nie tylko obniżyć stopy procentowe, ale też przerwać tzw. ilościowe zacieśnianie polityki pieniężnej, w ramach którego sprzedaje (obecnie w tempie 25 mld dol. miesięcznie) obligacje skarbowe ze swojego portfela. Zwiększyłby w ten sposób płynność na rynku finansowym.
To pozwala wierzyć, że strach przed recesją, który jest widoczny na giełdach, nie zadziała niczym samospełniająca się przepowiednia. Tak dzieje się wtedy, gdy przecena akcji i innych aktywów negatywnie wpływa na nastroje konsumentów, tłumiąc ich wydatki. Dzisiaj jednak Fed może z łatwością panikę powstrzymać, gdy uzna, że staje się niebezpieczna dla realnej gospodarki.
Na razie jednak przecena na giełdach nie osiągnęła skali, którą można uznać za alarmującą, szczególnie w okresie wakacyjnym. W miesiącach letnich rynki finansowe często są rozchwiane, co tłumaczyć można niższą płynnością w związku z urlopami inwestorów. W takich okolicznościach rynek reaguje nieproporcjonalnie do wagi napływających informacji.
Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl