Tak silnej wyprzedaży akcji w ostatnim czasie nie było. Inwestorzy ewakuują się z rynku. W pośpiechu pozbywają się akcje, a konsekwencją tego jest gigantyczny spadek wyceny spółek. Po 30 minutach czwartkowej sesji WIG20 tracił ponad 9 proc.
Kurs głównego indeksu warszawskiej giełdy spadł już poniżej 1400 pkt. To najniższy poziom od 2009 roku i niewiele brakuje do tego, by zleciał w okolice niewidziane od blisko 17 lat.
Niektóre z największych polskich spółek tracą nawet kilkanaście procent. Mowa np. o CD Projekcie, który w porównaniu z wczorajszymi notowaniami jest wyceniany około 14 proc. niżej. W dwucyfrowym tempie spadają kursy akcji CCC, LPP, Lotosu i JSW. A za moment dołączyć mogą do nich też Alior Bank, PZU czy Tauron.
Na razie najmocniejsza spółka w WIG20 traci już ponad 7 proc. To PKO BP. Takiego załamania na polskim rynku nie było dawno i trudno na tę chwilę ocenić, gdzie jest dno.
Giełdowi gracze już nie kalkulują i sprzedają akcje jak leci. Na łeb na szyję lecą kursy nie tylko największych spółek, ale do prawie 10 proc. na minusie dobijają indeksy średniaków z mWIG40 i mniejszych firm z sWIG80.
Panika widoczna jest w całej Europie, choć warszawska GPW jest liderem spadków. Niemiecki DAX jest już pod kreską ponad 5 proc. W Londynie przecena przekracza 6 proc. Podobnie jest na parkietach we Włoszech, Hiszpanii i Francji.
Globalna panika
- Na rynkach finansowych nic się nie zmienia. Trwa globalna panika. Mniej bezpieczne aktywa są wyprzedawane - komentuje sytuację Michał Stajniak, analityk Domu Maklerskiego XTB.
Ekspert wskazuje, że w środę Światowa Organizacja Zdrowia oficjalnie ogłosiła, że mamy do czynienia z pandemią nowego koronawirusa. Oczywiście było to już wiadome od dawna, natomiast teraz jest to już oficjalne. Oczywiście nie idą za tym jakieś standardowe procedury, natomiast można zauważyć bardziej radykalne działania ze strony władz niektórych państw. Tak jest w przypadku Stanów Zjednoczonych.
Donald Trump, który wskazywał jeszcze niedawno, że koronawirus nie jest dużym zagrożeniem, a na grypę umiera zdecydowanie więcej osób, wczoraj ogłosił zakaz przyjazdów z Europy do Stanów Zjednoczonych. Dodatkowo doszło do zdwojonej paniki ze względu na to, że w swoim przemówieniu wskazał, że obowiązuje również zakaz przywozu europejskich produktów. Potem sprostował swoje słowa za pośrednictwem Twittera. To jednak nie powstrzymało globalnej wyprzedaży na rynkach.
- Giełdy w Europie toną, natomiast kontrakty w Stanach Zjednoczonych wskazują na wejście Wall Street w oficjalną recesję, czyli koniec ponad 10 letniego rynku byka - podkreśla Stajniak.
Co robić?
Stajniak zauważa, że w zasadzie na nic zdały się działania banków centralnych w postaci ostatnich cięć stóp procentowych. Nie powstrzymały paniki, a rynek walutowy reaguje na kompletnie inne doniesienia.
- Panikę widać również na polskich aktywach. W Polsce potwierdzonych jest niemal 50 przypadków, natomiast mówi się o setkach niepotwierdzonych. Zamknięcie szkół czy obiektów sportowych w całym kraju i spekulacje na temat zamykania obiektów handlowych powoduje silny odwrót z giełdy - komentuje analityk DM XTB.
- Zdecydowanie większy efekt niż działania banków centralnych przyniosłyby działania na polu polityki fiskalnej, czego zwolennikiem jest także prezes EBC Christine Lagarde - zauważa Konrad Białas, analityk Domu Maklerskiego TMS.
- Bezpośrednie wsparcie finansowe oddziałów medycznych w walce z kryzysem czy pomoc dla branż najmocniej dotkniętych załamaniem popytu, ale też pokazanie społeczeństwu, że państwo nie jest bezsilne. Niezależnie od tego rolą banku centralnego jest zapewnić, że pomimo ograniczonych narzędzi jest w stanie silnie odpowiedzieć na wyzwania w postaci poluzowania warunków finansowych i kredytowych, jak również przeciwdziałać panice rynkowej - wskazuje Białas.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl