W połowie grudnia ub.r. wszystkie kryptowaluty warte były 780 mld dol., czyli więcej niż drugi najdroższy koncern świata - Microsoft. 19 grudnia rankiem naszego czasu po debiucie na chicagowskiej giełdzie towarowej CME nawet cena ponad 20 tys. dol. nie wydawała się graczom za wysoka. To był jednak punkt przełomowy, po którym nastąpiło załamanie.
Aż do obecnego "kamienia milowego", czyli kursu bitcoina znowu na poziomie czterocyfrowym. We wtorek około 19:00 naszego czasu przebił w dół próg 10 tys. dol. (uśredniona cena liczona przez serwis coindesk) i utrzymywał zbliżoną cenę jeszcze do godz. 3:00 w środę.
O ile jednak jeszcze na początku bieżącego roku można było mówić o przepływie środków pomiędzy kryptowalutami, bo łączna kapitalizacja utrzymywała się powyżej 750 mld dol. (to co stracił, bitcoin to zyskiwały m.in. kryptowaluty Ripple i Bitcoin), to teraz widać odpływ środków z całego rynku.
W środę wartość rynkowa wszystkich kryptowalut zeszła do nieco ponad 500 mld dol. Oznacza to, że w miesiąc wyparowało z kryptowalut prawie 300 mld dol.
Kapitał odsunął się od mocno spekulacyjnego rynku. Ci, którzy kupowali kontrakty bitcoina na CME przy debiucie i dotąd ich nie sprzedali, stracili potężne pieniądze. Olbrzymi zarobek mają za to ci, którzy grali na spadki.
Notowania bitcoina na giełdzie BitStamp (dol.) src="https://www.money.pl/u/money_chart/graphchart_ns.php?ds=1516779358&de=1517353200&sdx=0&i=&ty=1&ug=1&s%5B0%5D=BTCSTAMPUSD&colors%5B0%5D=%230082ff&fg=1&fr=1&w=605&h=284&cm=0&lp=1&rl=1"/>
Skradzione NEM coiny próbowano wprowadzić na rynek
Obecny pesymizm rynku wynika m.in. z rekordowej kradzieży kryptowaluty NEM w ubiegły piątek z tokijskiej giełdy Coincheck. Łupem hakerów trafiło łącznie 533 mln dol., według ówczesnej wyceny.
O ile Fundacja NEM podawała jeszcze w poniedziałek, że jednostki nie trafiły do obrotu i ulokowano je na ukrytym koncie, to wczoraj wieczorem ujawniła, że jednostki próbowano wprowadzić na sześć giełd.
W ciągu doby kurs NEM coinów spadł o 16 proc. do 75 centów za jednostkę. W ten sposób gigantyczna kwota ukradzionych 533 mln dol. skurczyła się już o jedną czwartą - jeszcze w piątek kurs NEM coinów oscylował wokół jednego dolara.
Złodzieje próbowali wprowadzić do obrotu coiny w paczkach po 100 jednostek w cenie 83 dol. za jedną paczkę - podała agencja Reuters, za wiceprezesem Fundacji NEM, Jeffreyem McDonaldem.
- Jeśli ktoś chce "wyprać" taki rodzaj funduszy, to czasem dzieli je na małe transakcje, bo są one trudniejsze do śledzenia przez mechanizmy do walki z praniem brudnych pieniędzy - powiedział agencji Reuters Tom Robinson, współzałożyciel Elliptic, londyńskiej firmy zajmującej się zabezpieczaniem obrotu kryptowalutami.
Fundacja NEM jednak zaprzecza, żeby sprzedaż skradzionych jednostek była w ogóle możliwa. Sytuacja jest monitorowana na bieżąco i nie mogły wejść do obrotu.
- Wydajny, zdecentralizowany interfejs protokołu NEM pozwala każdemu śledzić te fundusze w czasie rzeczywistym, umożliwiając wymianę danych w celu ustalenia, czy depozyty zostały skradzione - podał Jeffrey McDonald na stronie internetowej fundacji. - Aktywnie współpracujemy z Coincheck i innymi giełdami, aby zapewnić właściwe postępowanie w przypadku tego naruszenia prawa. Fundacja NEM.io będzie nadal dostarczać aktualizacje w miarę rozwoju sytuacji - dodał.
Bitcoin wraca w kierunku złota
W tym samym czasie gdy spadają kryptowaluty rośnie cena złota i platyny. Oczywiście nie tak spektakularnie jak to miało miejsce w przypadku bitcoina i innych. Jeszcze jedenaście miesięcy temu informowaliśmy, że kurs bitcoina przebił cenę uncji złota, teraz kursy znowu się zbliżają, ale w ruchu powrotnym.
Uncja złota zdrożała w tym roku o 2,5 proc. do obecnego poziomu 1343 dol. z czego 0,4 proc. w środę, a platyny przebiła znowu poziom 1 tys. dol., na którym przed styczniem ostatnio była we wrześniu ub.r. Platyna zyskała w tym roku już 7,4 proc. (+0,7 proc. w środę).