Madryt i Barcelona to dwa europejskie miasta, które teoretycznie mogłyby przyjąć finansistów z londyńskiego City - takiego zdania jest Tomasz Wielądek, ekonomista banku Barclays. Eksperci przyznają jednak, że Brexit to proces, który zajmie lata.
Tuż po czerwcowym referendum w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej wśród obserwatorów rynku pojawiły się spekulacje na temat tego, co stanie się z londyńskim City. To europejskie centrum finansowe, w którym obecne są wszystkie największe banki i firmy inwestycyjne świata. By mogły swobodnie prowadzić działalność, potrzebują jednak Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. Państwo też na tym korzysta, bo firmy obecne w londyńskim City odprowadzają rocznie ponad 65 miliardów funtów podatków.
Nic więc dziwnego, że spekulacje dotyczące przeniesienia City w inne miejsce w Europie budzą sporo emocji. Jednak sami ekonomiści pracujący w Londynie starają się je studzić. - Prawdopodobieństwo przeniesienia banków z City jest niskie - uważa Tomasz Wielądek, ekonomista banku Barclays. - Obecnie nie wiadomo, jak dokładnie będzie wyglądał proces wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, a nawet kiedy rozpocznie się dwuletni okres, podczas którego omawiane mają być warunki Brexitu - zauważa ekonomista.
Według niego, nawet jeżeli czysto teoretycznie rozważyć możliwości przeniesienia londyńskiego City do innych europejskich miast, to byłby z tym nie lada problem. Finansistom musiałaby bowiem zostać zapewniona nie tylko doskonała infrastruktura, ale również odpowiednie przepisy prawa i elastyczny rynek pracy. Według ekonomisty takich miejsc nie jest dużo - warunki spełniają np. Madryt i Barcelona. W takiej konkurencji polskie miasta raczej nie miałyby szans, choć nie jest wykluczone, że część banków będzie chciała rozwijać w Polsce swoje zaplecza administracyjno-księgowe (jak np. bank Credit Suisse we Wrocławiu).
W scenariusz przeniesienia centrum finansowego poza granice Londynu nie wierzy też Jean Francois Robin, strateg z banku inwestycyjnego Natixis. Podkreśla, że Wielka Brytania jest krajem, którego gospodarka jest oparta na usługach, a więc kluczowe z tego punktu widzenia będzie zachowanie możliwości, by brytyjskie instytucje finansowe działały w pozostałych krajach Unii Europejskiej. Przypomina, że właśnie kraje UE są największym odbiorcą eksportowych usług sektora finansowego z Londynu (41 procent). USA są na drugim miejscu (26 procent).
W czerwcowym referendum większość Brytyjczyków opowiedziała się za tym, by ich kraj opuścił Unię Europejską. Co ciekawe, Tomasz Wielądek zauważa, że wynik głosowania to wcale nie efekt niechęci do Unii Europejskiej czy imigrantów. - To raczej rezultat nierówności społecznych. Można powiedzieć, że było to głosowanie przeciwko elitom, które żyją w "innym świecie" niż reszta Brytyjczyków - uważa ekonomista.
Problem w tym, że Brexit raczej nie rozwiąże problemu nierówności społecznych, zwłaszcza gdy odbije się negatywnie na gospodarce. Komisja Europejska podała, że Brexit może obniżyć brytyjski PKB nawet o 2,5 procent w przyszłym roku. Z kolei Międzynarodowy Fundusz Walutowy obniżył w lipcu prognozy wzrostu dla strefy euro.