Podstawowe obawy inwestorów na rynku ropy naftowej skupiają się wokół możliwości powrotu nadpodaży tego surowca na świecie. Takie scenariusze pojawiają się zwłaszcza w kontekście rosnącej produkcji ropy naftowej w Stanach Zjednoczonych. Niedawno opublikowane zostały prognozy zakładające, że USA wysuną się na pozycję globalnego lidera produkcji ropy naftowej jeszcze w tym roku. USA w ostatnich latach systematycznie zwiększają wydobycie ,,czarnego złota", więc i tak wydaje się to kwestią czasu.
W poniedziałek w tej sprawie pojawiły się kolejne konkrety: amerykański Departament Energii podał, że do końca bieżącego roku produkcja ropy naftowej ze skał łupkowych w USA ma przekroczyć po raz pierwszy 8 mln baryłek dziennie. Łupki to siła napędowa amerykańskiego sektora wydobywczego i obecne rekordy produkcji ropy w USA wynikają właśnie z rozwoju tej branży.
W kontekście sytuacji w USA, działania OPEC mogą okazać się niewystarczające. Na początku grudnia kraje kartelu, wraz z kilkoma państwami spoza organizacji, w tym Rosją, zadecydowały o solidarnym cięciu produkcji ropy naftowej, łącznie o 1,2 mln baryłek dziennie. Jednak nie brakuje głosów powątpiewających w to, czy ci producenci ropy w ogóle zdołają zrealizować swoje obietnice.
Obawy inwestorów widać w cenach ropy naftowej, które oscylują z powrotem blisko tegorocznych minimów. Notowania amerykańskiej ropy WTI zeszły poniżej poziomu 50 USD za baryłkę, a cena ropy Brent spadła poniżej 59 USD za baryłkę. Jeśli notowania ropy zejdą niżej jeszcze o 2-3 USD na baryłce, to będzie to sygnał wyjątkowo dużej słabości strony popytowej.
Paweł Grubiak - prezes zarządu, doradca inwestycyjny w Superfund TFI