Głównym kryterium wyboru inwestora dla prywatyzowanej czeskiej firmy miała być cena. Płocki koncern zaoferował za akcje czeskiej spółki ok. 400 mln euro, czyli 1,2 mld zł, i wygrał.
Z ustaleń "Rzeczpospolitej" wynika jednak, że kierowany przez ówczesnego prezesa Zbigniewa Wróbla PKN Orlen przed prywatyzacją musiał jeszcze porozumieć się z Andrejem Babisem, przedsiębiorcą zaprzyjaźnionym z politykami rządzącej Czeskiej Partii Socjaldemokratycznej.
Płocki koncern obiecał sprzedać Babisowi za bezcen dochodową chemiczną część Unipetrolu. Z dokumentów, do których dotarł dziennik, wynika, że jej cena jest zaniżona o około 800 mln zł.
Umowa Orlenu z Agrofertem, firmą Babisa, jest tajna. Została zawarta wiele miesięcy przed przejęciem Unipetrolu. Do Babisa mają trafić akcje pięciu spółek. Zerwanie umowy oznaczałoby wypłatę kary w wysokości ponad 300 mln zł.
O umowie nie chciał rozmawiać rzecznik Orlenu.
"Przekazanie jakiejkolwiek osobie trzeciej tych informacji naraziłoby spółkę na znaczną odpowiedzialność" napisał do "Rz" Dawid Piekarz.
Sprawę inwestycji Orlenu w Unipetrol bada krakowska Prokuratura Apelacyjna. Sprawdza także tajne umowy, które w związku z wejściem do Czech zawarł płocki koncern.