Niedawno opisywaliśmy, jak ruszyła w Polsce machina promocyjna nowej cyfrowej waluty, która ma być - według jej promotorów - lepszym bitcoinem. Przedstawiciele środowiska użytkowników bitcoina ostrzegają jednak przed nowym tworem. "Twórcy projektu chcą najprawdopodobniej wykorzystać światową modę na inwestycje w waluty cyfrowe, by odnieść sukces na swoim rynku" - pisze PSB.
Polskie Stowarzyszenie Bitcoin, zrzeszające zwolenników i użytkowników bitcoina, a więc najpopularniejszej cyfrowej waluty na świecie, jednoznacznie odcina się od DasCoina. Według nich, nazwa może sugerować, że jest to podobny rodzaj waluty, a w rzeczywiści działa zupełnie inaczej. Już notuje się pierwsze osoby, które czują się poszkodowane.
"DasCoin nie jest walutą cyfrową w ścisłym rozumieniu tego słowa. Nie jest oparty na takiej technologii i posiada tylko jednego emitenta. Mimo tego 'monety' projektu są sprzedawane jako 'ulepszone bitcoiny', co sugeruje, że twórcy projektu chcą najprawdopodobniej wykorzystać światową modę na inwestycje w waluty cyfrowe, by odnieść sukces na swoim rynku. 'DasCoiny' kupuje się także w ramach pakietów o określonych cenach. Nie ma możliwości, tak jak to się dzieje w przypadku bitcoina, zainwestowania dowolnej kwoty np. 100 zł" - czytamy w oświadczeniu PSB.
Stowarzyszenie wspomina o zgłaszających się do nich osobach, które miały problem z odstąpieniem od zawartej przez Internet umowy na DasCoiny. Co więcej, w tego typu spory nie może się angażować np. Rzecznik Praw Konsumenta, bo podmiot odpowiedzialny za sprzedaż DasCoinów jest zarejestrowany poza granicami Polski.
Handel bitcoinami odbywa się na różnego rodzaju giełdach i platformach wymiany. Z kolei zakupu i sprzedaży DasCoinów można dokonać tylko za pośrednictwem wyszkolonych przedstawicieli.
"Temu procesowi towarzyszą spotkania, na których wprost sprzedaje się nabywcom pakiety. W środowisku rzetelnych firm aktywnych na rynku walut cyfrowych taka sytuacja jest nie do pomyślenia. Nasze środowisko organizuje też co prawda dla osób zainteresowanych tematem bitcoina i jemu pochodnych spotkania, ale mają one formę szkoleń i wykładów, a nie usilnego namawiania do kupna konkretnych walut cyfrowych" - podkreślają przedstawiciele PSB.
O DasCoinie stało się ostatnio głośno m.in. za sprawą materiału money.pl: "Miał być Ibisz i Maserak. Polskie gwiazdy wykorzystano do promocji podejrzanych inwestycji". Opisaliśmy w nim duże seminarium, jakie odbyło się w Warszawie. "Crypto Mission" reklamowały gwiazdy, organizator zapewniał posiłki i ściągnął pełną salę słuchaczy - ponad tysiąc osób.
W dużym skrócie seminarium wyglądało tak: kryptowaluty są cudowne, czeka nas rewolucja i zmiana sposobu myślenia. Za kwiaty będziemy płacić kryptowalutami. A skoro kryptowaluty są cudowne, skoro wszyscy w ciągu ostatniego roku zarobili na nich górę pieniędzy, to warto wybrać tą najcudowniejszą z nich. DasCoin.
Sam DasCoin od dawna ma spore problemy. Jest uważany w branży za kontrowersyjny projekt. Niektórzy twierdzą nawet, że nie ma nic wspólnego z kryptowalutami, że bliżej mu do piramidy finansowej.
Już kilka miesięcy temu fundacja Trading Jam, która zrzesza inwestorów, informowała KNF o podejrzanej działalności firmy. KNF nie zajął się sprawą. Ale nie dlatego, że działalność firmy mu się podoba. Komisji brakuje narzędzi, by sprawdzać kryptowaluty. Tutaj szersze pole ma UOKiK, który już od dawna zapowiada swoją ofensywę. Ma szansę się wykazać.
W piśmie do KNF padły podejrzenia, że DasCoin jest po prostu kolejną piramidą finansową. Dlaczego? Bo by wydobywać DasCoina trzeba mieć licencję. I za licencję trzeba płacić. Na tym zarabia firma. A ty możesz zarabiać na polecaniu kupowania licencji. Czyli jest sprzedawana w dobrze znanym systemie MLM. To marketing wielopoziomowy. Ja polecam tobie, ty polecasz swoim znajomym i w ten sposób budujemy sieć połączeń. Wiadomo, że im ktoś wyżej w strukturze, tym lepiej dla niego. Od MLM do piramidy finansowej jest wyjątkowo blisko. I na to zwracało uwagę Trading Jam.