Polska gospodarka wpadła w pułapkę średniego dochodu, na co wskazują dane makroekonomiczne oraz coraz gorsza dynamika produktywności czynników produkcji (TFP). Problemem dla rozwoju są zasoby kapitału krajowego, który jednak można rozwiązać poprzez oszczędności w sektorze publicznym oraz wzrost zysku i oszczędności w sektorze prywatnym. Jednak największym wyzwaniem - istotniejszym nawet od poziomu zasobów pracy - jest produktywność czynników produkcji, podał Deloitte i Bank DNB Polska.
Polska na trwałe utknęła w pułapce średniego dochodu - pomiędzy krajami wysokorozwiniętymi, a krajami o niskim poziomie rozwoju tj. z PKB na mieszkańca nie przekraczającym 15 tys. USD rocznie.
"Polska gospodarka osiągnęła największy skumulowany wzrost PKB spośród wszystkich byłych krajów bloku wschodniego, ale ciągle znajduje się w środku stawki - bo z jednej strony mamy Słowenię, która osiągnęła 70% unijnej średniej PKB na mieszkańca, z drugiej Rumunię i Bułgarię, gdzie wskaźnik ten wynosi25%" - powiedział członek zarządu Deloitte Consulting Rafał Antczak podczas prezentacji raportu "Kierunki 2016. Polska w pułapce średniego dochodu".
Autorzy raportu wskazują, że Polska ma szansę wyrwać się z pułapki średniego dochodu, a potrzebne są do tego odpowiednie zasoby pracy, kapitału i umiejętne ich wykorzystywanie - co wpłynie na poprawę efektywności wielu nieefektywnych dziś sektorów gospodarki, a co za tym idzie - szybszy wzrost gospodarczy.
"Aby domknąć lukę na rynku pracy, potrzebny jest większy zasób emigracji. Obecnie mamy dwa razy więcej osób w wieku mobilnym niż poprodukcyjnym, ale w 2050 roku zabraknie 10,6 mln osób w wieku mobilnym dla zachowania proporcji z ub. roku. Konieczny byłby dodatkowy przyrost zatrudnionych o ok. 300 tys. rocznie przez 35 lat. Szacuje się, ze w Polsce pracuje co najmniej 350 tys. cudzoziemców - głównie z Ukrainy. Gdyby ta dynamika utrzymała się w sposób ciągły, to możliwy byłby przyrost liczby Ukraińców o 4,3 mln osób do 2050 roku" - powiedział Antczak.
W jego ocenie, jeśli będzie rozsądna polityka emigracyjna, zwłaszcza wobec Ukrainy, to zasoby pracy nie będą problemem. Jest to bowiem polityka na zasadzie win-win, ponieważ na Ukrainie są zasoby pracy, które nie mają szans na wykorzystanie w tym kraju.
Dodał, że to nie jest jedyny zasób, który można wykorzystać. Jest też zasób osób ok. 150 tys. z grupy ok. 600 tys. osób pracujących w sektorze publicznym i możliwość przesunięcia ich do bardziej efektywnego sektora prywatnego. Kolejne zasoby pracy wynikałyby także ze zmniejszenia wskaźnika osób, które mają wykształcenie wyższe.
"To wszystko powoduje, ze luka na rynku pacy spadłaby do 2,9-3,5 mln z 10,6 mln obecnie. Sytuacja jest poważna - czynnik demograficzny może stanowić bowiem istotny element ograniczenia wzrostu dochodów i trwanie w pułapce średniego wzrostu" - podkreślił Antczak.
Podobnie sytuacja wygląda, jeśli chodzi o zasoby kapitału. Przy realistycznych założeniach dotyczących możliwości podążania przez Polskę ścieżką analogiczną do Hiszpanii i osiągnięcia poziomu konwergencji 75% PKB Niemiec na mieszkańca ok. 2050 r., średnie realne tempo wzrostu PKB musi wynieść w Polsce 2,4%, co implikuje średnią stopę inwestycji w polskiej gospodarce na poziomie około 22%.
Przy średniej stopie oszczędności w latach 1995-2015 na poziomie 18% oznaczałoby to lukę inwestycji i oszczędności na poziomie 4% PKB rocznie. Jest to wciąż wysoki deficyt kapitału, który może zachwiać równowagę makroekonomiczną Polski.
"Gospodarka Niemiec będzie rosła w tempie 1% w najbliższych latach, nie będzie skoku. Aby dogonić Niemcy, potrzebujemy wzrostu na poziomie 2,4% rocznie do 2050 r. Nasza gospodarka musi się rozwijać głównie poprzez większy udział oszczędności i zwiększanie kapitału krajowego" - podkreślił Antczak.
Według autorów raportu, trzecim i najważniejszym problem jest spadek dynamiki produktywności czynników produkcji (TFP), gdyż taki trend zawsze jest wskaźnikiem fundamentalnych problemów gospodarczych.
"Produktywność w Polsce niepokojąco maleje. Gospodarka jest mało innowacyjna, ale my poszliśmy tropem mikro i dokonaliśmy analizy sektorowej. Możemy zobaczyć, jak efektywność zachowuje się w poszczególnych branżach. Wyodrębniliśmy cztery zbiory, w które pogrupowaliśmy 19 sektorów polskiej gospodarki według kodów PKD. One pokazują gdzie tkwią rezerwy wzrostu dla gospodarki" - powiedział podczas konferencji prezes banku DNB Polska Artur Tomaszewski.
"Pierwsza grupa obejmuje rolnictwo, zdrowie, hotelarstwo, gastronomię - tu jest potencjał, możliwość dalszego wzrostu. Niestety, stanowią one łącznie tylko ok. 10% wartości dodanej brutto w gospodarce. Na drugim biegunie znalazła się grupa czwarta - najgorsza, ale i, niestety, najliczniejsza z udziałem na poziomie 40% i spadkiem wartości dodanej o 4% - są to handel, edukacja, sektor energetyczny, sektor publiczny, w tym administracja publiczna" - powiedział prezes.
W II grupie widać dodatnią dynamikę produktywności, ale jest ona słabnąca. W tym segmencie znalazły się: działalność finansowa, przetwórstwo, informacja i komunikacja, back-office (łącznie ok. 29% wartości dodanej brutto). W tej grupie najsilniejszą dynamiką charakteryzuje się sektor bankowy i ubezpieczeniowy.
Trzecią grupę tworzą: sektor wodny, budownictwo, transport, magazynowanie oraz obsługa rynku nieruchomości( udział ok. 20% wartości dodanej brutto), w której w ostatnich latach wzrost produktywności jest bliski ).
"To pokazuje jak silną dychotomię jaką mamy pomiędzy poszczególnymi sektorami gospodarki. Tylko restrukturyzacja tych branż, które pogarszają produktywność pozwoli na wyrwanie się z pułapki średniego dochodu. Tak postępowały kraje, którym się to udało" - podkreślił Tomaszewski.