Wysyp danych makroekonomicznych w USA kompletnie zdezorientował wczoraj inwestorów na nowojorskiej giełdzie. Główne indeksy rozpoczęły sesję bardzo słabo, potem inwestorzy wzięli się za kupowanie akcji i udało im się wyciągnąć indeksy na niewielkie plusy. W końcu jednak nie wytrzymali i oddali pole niedźwiedziom.
W rezultacie indeks Dow Jones zakończył notowania ze stratą -0,32 proc., a S&P500 spadł o 0,33 proc. poniżej poziomu wtorkowego zamknięcia.
źródło: Money.pl
Niepokój wśród inwestorów wywołały wczoraj przede wszystkim najświeższe dane z rynku pracy. Okazało się, że w sierpniu liczba zatrudnionych w sektorze prywatnym w USA spadła o 298 tys. osób. Dane okazały się gorsze od prognoz analityków, którzy obstawiali wynik o 50 tys. etatów lepszy.
Argumentem dla byków była z kolei wypowiedź Denisa Lockharta, przewodniczącego Fed
z Atlanty, który powiedział, że amerykańska gospodarka wchodzi w fazę ożywienia. Zaznaczył przy tym, że jest jeszcze zbyt wcześnie, by mówić o końcu kryzysu.
W rezultacie o spadkach w końcówce sesji mogła zdecydować publikacja z posiedzenia amerykańskiego banku centralnego w sierpniu. Jego przedstawiciele boją się o stan tamtejszego rynku pracy, który na razie jest podgrzewany rządowymi dotacjami z pakietów pomocowych. Nie wiadomo jednak, jaka będzie jego reakcja, gdy te środki się skończą.