Grupa Energa uważa za nieważne prawie 150 umów na zakup tzw. zielonych certyfikatów z farmami wiatrowymi. - Grupa traciła na nich około 260 mln zł rocznie. Do końca okresu ich obowiązywania stracilibyśmy około 2,1 mld zł - mówi prezes Daniel Obajtek.
Jak mówił we wtorek na konferencji prasowej prezes państwowej Energi Daniel Obajtek, decyzja o takich krokach zapadła po wielu miesiącach analiz prawnych i badania dokumentów.
- Uznajemy 150 umów podpisanych z farmami wiatrowymi za nieważne. Podkreślam, my ich nie wypowiadamy, ale uznajemy je za nieważne, dlatego że w latach 2007-2013 nie zostały zawarte zgodnie z prawem, czyli z zastosowaniem ustawy Prawo zamówień publicznych - oświadczył prezes Obajtek.
Jak dodał, w tej liczbie zawierają się 22 umowy, które dla Energi są "skrajnie niekorzystne", długoterminowe, nie odnoszące się w ogóle do cen rynkowych i "w żaden sposób" niewypowiadalne. Ocenił, że momentami ceny z tych umów przewyższały ceny rynkowe 10-krotnie.
- Grupa traciła na nich około 260 mln zł rocznie. Do końca okresu ich obowiązywania stracilibyśmy około 2,1 mld zł - mówił.
W związku z zastrzeżeniami do umów Energa zaprzestała ich realizacji, czyli kupowania certyfikatów w ich ramach oraz skierowała do sądów i arbitrażu pozwy o uznanie ich za nieważne.
Prezes dodał, że jego zdaniem fakt zawarcia takich umów oznacza brak właściwego nadzoru właścicielskiego nad kontrolowaną przez Skarb Państwa Energą, a spółka prezentowała wręcz "podejście hazardowe".
Energa podpiera się opiniami prawników
W przypadku 22 umów Energa wezwała kontrahentów do negocjacji i ugód, bo uważa, że powinni oni jej zwrócić pewne kwoty z tytułu "bezpodstawnego wzbogacenia" za trzy lata wstecz, bo taki jest termin przedawnienia tego typu roszczeń. W sumie chodzi o około 600 mln zł.
Prof. Maciej Mataczyński z kancelarii SMM Legal wyjaśniał, że zawierając umowy, Energa powinna przeprowadzić procedurę przewidzianą w Prawie zamówień publicznych (Pzp), a tego nie zrobiła.
- Umowa zawarta sprzecznie z ustawą jest od samego początku nieważna z mocy prawa - podkreślił. Spółka złożyła więc pozwy do sądu o stwierdzenie nieważności - dodał.
Profesor przypomniał, że dopiero w 2015 roku ustawodawca zmienił prawo i wprost wyłączył zawieranie tego typu umów spod Pzp.
Przemysław Maciak z SMM Legal podkreślił z kolei, że zastosowana przez Energę interpretacja jest zgodna z podejściem europejskim, które nakazuje traktować spółki obrotu (energią) jako tzw. zamawiających sektorowych, czyli podlegających Pzp. Pogląd ten potwierdził wyrok NSA z maja 2017 roku.
Energa chce nowych umów
Energa nie wyklucza, że po rozstrzygnięciu wszelkich ewentualnych sporów i wyjaśnieniu sytuacji zawrze z tymi samymi producentami kolejne umowy na kupno certyfikatów, ale - jak podkreśla Obajtek - na "rozsądnych warunkach".
Pozostałe 127 umów z farmami wiatrowymi zawierało odniesienie do cen rynkowych i chociaż spółka także uważa je za nieważne, to dalej chce utrzymywać stosunki biznesowe ze sprzedawcami. Zamierza więc kupować od nich certyfikaty, ale poprzez giełdę.
- Ponieważ spółka musi dalej kupować certyfikaty, ale umowy są nieważne, to proponuje kontrahentom nawiązanie nowych umów - wyjaśnił prof. Mataczyński. - Grupa podpisze nowe umowy na podobnych warunkach - dodał prezes Obajtek.
W opartym na prawach majątkowych (certyfikatach) systemie wsparcia dla OZE, wytwórca energii w źródle odnawialnym, oprócz sprzedaży energii otrzymuje za każdą MWh certyfikat, który jest prawem majątkowym i może być sprzedany - albo na giełdzie, albo w indywidualnej transakcji. Cena sprzedaży jest wsparciem dla wytwórcy. Z kolei sprzedawcy energii do odbiorców końcowych (spółki obrotu) muszą się legitymować odpowiednią do wielkości sprzedaży ilością certyfikatów, czyli muszą je kupić. W tym przypadku chodzi o umowy między farmami wiatrowymi a Energą-Obrót.