Z pewnością zwyżkom cen ropy naftowej, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, sprzyjały dane dotyczące spadku zapasów ropy w USA. Departament Energii podał, że w poprzednim tygodniu zapasy ropy w Stanach Zjednoczonych spadły o 1,1 mln baryłek. Dodatkowo, w tym samym raporcie podano, że w analogicznym czasie zapasy benzyny zniżkowały o 3 mln baryłek, a zapasy destylatów spadły o 3,1 mln baryłek.
Dane dotyczące zapasów w USA znajdowały się jednak na drugim planie. Kluczowy wpływ na wzrost cen ropy naftowej miały informacje o dalszych zwyżkach cen eksportowych ropy naftowej z Arabii Saudyjskiej. Według doniesień międzynarodowych mediów, ten największy i najważniejszy członek OPEC celuje w to, by ceny ropy naftowej na globalnym rynku znajdowały się w okolicach 80 USD, a nawet 100 USD za baryłkę. O ile trzycyfrowe wartości na razie wydają się mało realne do realizacji w kolejnych tygodniach, to poziom 80 USD za baryłkę wydaje się być w zasięgu ręki, zwłaszcza po środowym dynamicznym wybiciu notowań ropy naftowej w górę.
Osobną kwestią pozostaje to, czy jest to poziom, który mógłby zostać utrzymany na dłużej. Arabia Saudyjska (wraz z całym OPEC) deklaruje chęć kontynuacji współpracy z Rosją w zakresie limitowania produkcji ropy naftowej, i to nie tylko w tym roku, lecz także w kolejnych latach. Siłą kontrującą OPEC pozostają jednak Stany Zjednoczone, które systematycznie zwiększają wydobycie ,,czarnego złota", zwłaszcza ze skał łupkowych. USA zapowiadają dalszy wzrost produkcji i eksportu ropy naftowej.
Paweł Grubiak - prezes zarządu, doradca inwestycyjny w Superfund TFI