Po wręcz panicznej wyprzedaży akcji na giełdach w Stanach Zjednoczonych i Azji przyszedł czas na Europę. Tu sytuacja nie wygląda aż tak źle, ale próżno szukać indeksu, który byłby na plusie.
Po trzydziestu minutach od startu sesji na warszawskiej GPW indeks WIG i WIG20 traci około 1 proc. Nieco gorzej wypadają notowania średniej wielkości spółek - sWIG40 jest na minusie 1,5 proc.
Na szczęście, patrząc na przebieg handlu widać, że najgorszy był start, a z czasem opadają emocje i ceny akcji stabilizują się. W najgorszym momencie WIG był pod kreską blisko 2 proc., schodząc do najniższego poziomu od początku lipca.
Obserwuj bieżące notowania głównych indeksów warszawskiej giełdy
Bardzo podobnie rozwija się sytuacja na innych giełdach Europy. Choć zestawienie wszystkich indeksów bije czerwienią, co oznacza, że wszystkie indeksy tracą na wartości, przecena ogranicza się do około 1 proc. Na tle giełd w USA i Azji jest to minimalny wymiar kary.
- Co ciekawe, z całej sytuacji obronną ręką wychodzi polska waluta, która zyskuje w stosunku do wszystkich głównych walut. O godzinie 9:23 za dolara płacimy 3,7351 złotego, euro kosztuje 4,3135 złotego, a frank i funt notowane są po odpowiednio 3,7790 i 4,9307 złotego - wylicza Filip Kondej, analityk XTB.
Ekspert zauważa, że na światowe parkiety giełdowe zawitały bolesne wspomnienia z początku roku. Indeksy w USA i Azja zanurkowały, a skala spadków jest największa od lutego. Wymienia kilka powodów silnej przeceny amerykańskich spółek i jeszcze większych spadków na azjatyckich parkietach.
- Jednym z nich, podobnie jak to miało miejsce na przełomie stycznia i lutego, są wysokie rentowności amerykańskich obligacji sprawiające, że inwestycje w bardziej ryzykowne aktywa takie jak akcje są mniej atrakcyjne. Dodatkowo wyższe koszty zadłużania się są również przeszkodą w rozwoju spółek, który w ostatnich latach napędzany był w dużej mierze tanim pieniądzem. Jednak teraz swoje trzy grosze dołożyły obawy o konsekwencje konfliktu handlowego między Stanami Zjednoczonymi i Chinami, który na początku roku nie był brany pod uwagę - komentuje Kondej.
Analityk XTB dodaje, że zapalnikiem przeceny mogły być też ostrzeżenia, które spółki wydały odnośnie raportów finansowych w rozpoczynającym się właśnie sezonie wyników w USA. Amerykański Fastenal poinformował, że skutkami konfliktu handlowego są wyższe ceny, co negatywnie odbije się na marżach spółek. Dodatkowo, francuski LVMH przyznał, że Chiny są teraz bardziej skrupulatne w egzekwowaniu reguł celnych.
Czytaj więcej: Wojna handlowa się zaostrzy. JP Morgan nie ma wątpliwości
Amerykańscy oficjele nie przejęli się jednak zbytnio całą sytuacją. Sekretarz skarbu Steven Mnuchin stwierdził, że spadki na giełdach to jedynie korekta, a od strony fundamentalnej gospodarka Stanów Zjednoczonych wciąż jest mocna. Z kolei Donald Trump, pomimo wyraźnych ostrzeżeń ze strony wyżej wymienionych spółek, nie powiązał kwestii handlowych z obecną sytuacją. Prezydent USA stwierdził zaś, że konflikt na linii Pekin-Waszyngton nie odbija się negatywnie na gospodarce i winą za obecny stan rzeczy obarczył Rezerwę Federalną, po raz kolejny podkreślając, że amerykański bank centralny za szybko podnosi stopy procentowe.
- Pomimo negatywnego wpływu wojny handlowej, który obecnie obserwujemy, sytuacja może się jeszcze pogorszyć. Ostatnie pogłoski sugerują, że w najnowszym półrocznym raporcie dotyczącym rynku walutowego amerykański Departament Skarbu może oficjalnie nazwać Chiny manipulatorem walutowym. Ma to oczywiście związek z ostatnim osłabieniem się juana. Amerykańscy oficjele w ostatnim czasie często wyrażali opinie, jakoby miało być to celowe działanie ze strony władz chińskich w celu poprawy konkurencyjności. Taka wzmianka w raporcie byłaby oczywistym zaostrzeniem retoryki w obecnym sporze i mogłaby doprowadzić do jego eskalacji, co mogłoby się przełożyć na dalsze spadki na parkietach giełdowych - ostrzega Filip Kondej.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl