Z giełd na świecie w ciągu tygodnia wypłynęło 12 mld dolarów. Od początku roku spadki najważniejszych indeksów sięgają nawet 20 proc. - tak jak 8 lat temu. - Weszliśmy w fazę bessy - ostrzega strateg jednego z największych banków inwestycyjnych. W otchłań kryzysu wciągają nas Chińczycy oraz dramatycznie taniejąca ropa naftowa.
Pierwsze trzy tygodnie tego roku są dla inwestorów giełdowych istnym koszmarem. Zdecydowana większość posiadaczy akcji - spółek notowanych na rynkach akcji od Brazylii przez USA, Wielką Brytanię, Polskę, aż po Japonię czy Australię - liczy ogromne straty.
Według wyliczeń Bank of America Merrill Lynch, tylko w ubiegłym tygodniu z giełd zniknęło 12 mld dolarów. To największy odpływy kapitału od ponad 4 miesięcy. Pieniądze płyną do teoretycznie bezpiecznych aktywów takich jak obligacje. Do nich, a także do funduszy rynku pieniężnego, przekazano w ciągu tygodnia 26 mld dolarów.
W efekcie spadki notowań na giełdach sięgają nawet 20 proc. Choć dotyczy to głównie rynków gospodarek wschodzących, niewiele lepiej wygląda sytuacja na największych parkietach w Nowym Jorku, Frankfurcie czy Londynie.
Tegoroczne notowania na największych giełdach świata | |||
---|---|---|---|
kraj | spadki na giełdzie | kraj | spadki na giełdzie |
źródło: money.pl na podstawie danych stooq.pl | |||
Argentyna | -19,48% | Francja | -10,79% |
Rosja | -18,79% | Szwecja | -10,77% |
Grecja | -16,73% | Czechy | -10,42% |
Włochy | -15,87% | Wielka Brytania | -10,06% |
Japonia | -15,85% | Holandia | -9,89% |
Norwegia | -14,24% | Szwajcaria | -9,06% |
Rumunia | -13,22% | USA | -9,03% |
Brazylia | -13,16% | Finlandia | -8,86% |
Hiszpania | -12,88% | Polska | -8,81% |
Niemcy | -12,46% | Australia | -7,99% |
Belgia | -10,80% | Węgry | -5,46% |
Czeka nas powtórka z 2008 roku?
Z tak paniczną wyprzedażą akcji przez inwestorów mieliśmy do czynienia zaraz po wybuchu kryzysu finansowego w 2008 roku. Przypomnijmy, że w analogicznym okresie 8 lat temu niemiecki indeks DAX stracił na wartości prawie 16 proc., a amerykański S&P500 znalazł się 11 proc. pod kreską. Wtedy też doszło do największego załamania w historii GPW - kurs WIG20 spadł o blisko 20 proc.
Roland Paszkiewicz, ekonomista CDM Pekao, stara się tonować emocje, ale nie wyklucza możliwości powtórki krachu sprzed lat. - Problemy Chin i ich negatywny wpływ na giełdy był do przewidzenia. Skala wyprzedaży i rozlanie się paniki na wszystkie rynki finansowe jest jednak zaskoczeniem - przyznaje ekspert. - Albo reakcja inwestorów jest przesadzona, albo zmierzamy w otchłań kryzysu, może nieporównywalnego do 2008 roku, ale bardzo poważnego.
Z kolei Michael Hartnett, główny strateg inwestycyjny BofA Merrill Lynch, powiedział w najnowszym raporcie, że "inwestorzy jeszcze nie przyjęli maksymalnie 'niedźwiedziej' postawy. Będą oni musieli się pogodzić z faktem, że weszliśmy w fazę bessy na rynkach i dekoniunktury gospodarczej".
Ze wspomnianego raportu amerykańskiego banku wynika, że tylko 8 proc. spośród zarządzających funduszami z ponad 50 krajów uważa, iż globalna gospodarka przyspieszy w ciągu najbliższego roku - to najniższy odczyt od 2012 roku. Na rekordowo wysokim poziomie, nienotowanym od 2006 roku, jest niechęć do akcji spółek z rynków wschodzących.
Do grona rynków wschodzących należy Polska. Obecna sytuacja na warszawskim parkiecie wydaje się być względnie dobra. Po trzech tygodniach straty nie przekraczają 9 proc., co plasuje nasze spółki wyżej niż ich konkurentów z zachodniej Europy czy Ameryki. Diabeł tkwi jednak w szczegółach. Od maja GPW jest coraz słabsza. Seria 9 miesięcy spadków z rzędu sprowadziła indeks WIG20 z 2500 pkt poniżej 1700 pkt. To oznacza ponad 30-proc. przecenę. Dla porównania giełdy w Niemczech czy USA straciły w tym samym okresie odpowiednio 20 i 15 proc.
Notowania na giełdach w Warszawie, Frankfurcie, Nowym Jorku, Londynie i Szanghaju src="http://www.money.pl/u/money_chart/graphchart_ns.php?ds=1421839460&de=1453330800&sdx=0&i=&ty=1&ug=1&s%5B0%5D=WIG20&colors%5B0%5D=%230082ff&s%5B1%5D=DAX&colors%5B1%5D=%23e823ef&s%5B2%5D=S%26P&colors%5B2%5D=%23ef2361&s%5B3%5D=FTSE&colors%5B3%5D=%234dadff&s%5B4%5D=ShComp&colors%5B4%5D=%2381faff&fg=1&tiv=0&tid=0&tin=0&fr=1&w=605&h=284&cm=1&lp=2&rl=1"/>
Kilkumiesięczna słabość naszej giełdy na tle innych rynków wynika m.in. z zawirowań na scenie politycznej. Inwestorzy martwią się o to, że nie uda się spiąć budżetu w obliczu planowanych przez rząd PiS wysokich wydatków socjalnych. Do tego dochodzą obawy m.in. o niezależność NBP, na co zwróciła ostatnio uwagę agencja ratingowa Standard & Poor's, obniżając ocenę kredytową dla Polski.
- Postawiłbym tezę, że duża część tych strachów jest już dawno uwzględniona w wycenach. Nie sądzę, żebyśmy usłyszeli od polityków jeszcze "coś gorszego". Teraz większe znaczenie ma trudna sytuacja poza naszymi granicami - uważa Roland Paszkiewicz z CDM Pekao.
Ropa naftowa na dnie. Gospodarka Chin najsłabsza od 25 lat
Eksperci wśród przyczyn paniki na rynkach wymieniają przede wszystkim dwa tematy: dramatyczne spadki ceny ropy naftowej i problemy drugiej największej gospodarki świata. Przypomnijmy, że PKB Chin wzrósł w 2015 roku o "zaledwie" 6,9 proc., czyli najmniej od 25 lat.
Spowolnienie w Chinach ma charakter nie tylko lokalny, ale oddziałuje też negatywnie na inne kraje. To w końcu jeden z największych eksporterów, a także lider pod względem konsumpcji surowców (miedzi czy ropy naftowej). Właśnie "czarne złoto" jest drugim najważniejszym czynnikiem, który od miesięcy niepokoi inwestorów.
Jedna baryłka ropy (około 159 litrów) kosztuje już poniżej 28 dolarów. Przypomnijmy, że jeszcze w połowie 2014 roku notowania przekraczały 100 dolarów. Baryłka jest nawet tańsza niż na przełomie lat 2008-2009.
Notowania ropy naftowej na przestrzeni ostatnich 10 lat src="http://www.money.pl/u/money_chart/graphchart_ns.php?ds=1137846397&de=1453330800&sdx=0&i=&ty=1&ug=1&s%5B0%5D=oil.z&colors%5B0%5D=%230082ff&fg=1&tid=0&fr=1&w=605&h=284&cm=0&lp=1"/>
- Przecena surowców energetycznych silnie uderza w miejsca, na które wcześniej nie miała aż takiego wpływu - zauważa Roland Paszkiewicz. - Ma to związek choćby z inwestycjami na olbrzymią skalę w amerykański sektor łupkowy. Niektóre firmy wydobywające ropę czy gaz, całą gotówkę przeznaczają na spłatę odsetek od zaciągniętych pod inwestycje kredytów. Nie wiadomo, jak dużo czasu potrzeba, żeby niskie ceny ropy doprowadziły je do bankructwa.
Ekspert CDM Pekao podkreśla, że problemy z taniejącą ropą dotykają już nie tylko firm, ale także całych państw, które opierają dochody budżetowe w dużej mierze na sprzedaży surowców. Wśród nich jest m.in. Rosja. Nie dziwi więc prawie 20-proc. spadek cen akcji w tym roku i blisko 50-proc. na przestrzeni ostatnich 12 miesięcy.
Co może uratować świat przed globalnym kryzysem?
Żeby uniknąć jeszcze większych perturbacji na giełdach, konieczne jest wstrzymanie spadków cen ropy i pobudzenie chińskiej gospodarki. Trudno będzie odwrócić negatywną tendencję, ale zdaniem Rolanda Paszkiewicza nie dojdzie do katastrofy, a to już inwestorom powinno wystarczyć, żeby wstrzymać się z dalszą równie silną jak do tej pory wyprzedażą akcji.
W to, że chińskim rządzącym uda się w końcu znaleźć sposób na wyjście z problemów, wierzy Piotr Tukendorf. - Chińskie władze monetarne i fiskalne posiadają nadal istotne pole manewru w zakresie stymulacji gospodarki - uważa doradca inwestycyjny BM Deutsche Bank. - Oczekujemy kontynuacji polityki stymulowania gospodarki oraz wzrostu PKB w 2016 roku na poziomie około 6,7 proc. Motorami wzrostu będą przede wszystkim odradzający się rynek nieruchomości oraz konsumpcja wewnętrzna.
Co z ropą? - Z dużym prawdopodobieństwem popyt i podaż na ten surowiec nie zbilansują się wcześniej niż pod koniec 2016 roku - prognozuje Piotr Tukendorf. - Istotniejsze zwyżki cen uwarunkowane są zasadniczymi decyzjami dotyczącymi ograniczenia produkcji, na przykład ze strony OPEC. Tego typu decyzje ze strony kartelu jak dotąd nie zapadły, aczkolwiek kwestia ta pozostaje otwarta w kontekście kolejnego posiedzenia, które w trybie nadzwyczajnym może odbyć się wcześniej niż zwyczajowo zaplanowane na czerwiec.
Roland Paszkiewicz ma wątpliwości, czy jest możliwy nagły wzrost popytu na surowiec. I przypomina, że historia zna taką metodę i jest nią wybuch wojny. Spowodowałoby to znaczące ograniczenie wydobycia i zbilansowanie podaży z popytem. Z eskalacją napięcia mieliśmy niedawno do czynienia w przypadku Arabii Saudyjskiej i Iranu. W okolicach dużych rafinerii aktywne jest też Państwo Islamskie.