Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Krach na giełdzie w Chinach. "W świat idzie fala uderzeniowa"

0
Podziel się:

Panika na chińskiej giełdzie niepokoi również możnych tego świata. O sytuacji na bieżąco informowany jest m. in. Barack Obama.

Krach na giełdzie w Chinach. "W świat idzie fala uderzeniowa"
(ChinaFotoPress)

Złe sygnały z Chin spowodowały w poniedziałek załamanie na rynkach: spadały ceny akcji, surowców, notowania walut rynków wschodzących i ceny ropy. Dlaczego? Chiny importują około 11 proc. światowej ropy , 57 proc. miedzi i dwie trzecie rudy żelaza.

Aktualizacja: 8:07

W dzień po tym jak indeks w Szanghaju odnotował największą stratę od ponad ośmiu lat chińskie giełdy rozpoczęły wtorkowe sesje od strat wynoszących powyżej 6 proc. Spokojniej wyglądało natomiast otwarcie na innych azjatyckich rynkach.

Poniedziałkowe załamanie na chińskim rynku odbiło się na notowaniach giełd na całym świecie w tym na Wall Street.

- Światowi inwestorzy zjadają się nawzajem. Nazywanie tego katastrofą rynkową nie jest przesadą - ocenił analityk Huatai Securities Zhou Lin.

Na otwarciu wtorkowej sesji indeks w Szanghaju (Shanghai Composite) spadł o 6,4 proc. Jednak z czasem strata została nieznacznie odrobiona - do 5 proc. Spadki o ponad 6 proc. zanotowała także mniejsza chińska giełda, indeks w Szenczen (Shenzhen Composite Index) również spadł o ponad 6 proc.

Mimo złej sytuacji na chińskich rynkach inne azjatyckie parkiety rozpoczęły poranne sesje od wzrostów. W Japonii Nikkei zanotował 0,5 proc., a w Hong Kongu Hang Seng 1,1 proc. Również giełdy w Australii i Korei Południowej odnotowały wzrosty na otwarciu sesji.

W Chinach zaczyna się najcięższy kryzys od lat?

Kondycja Chin powoduje obawy przed spadkiem popytu, grozi globalnym spowolnieniem, a Pekin najwyraźniej nie radzi sobie z całą serią problemów, które trapią chińską gospodarkę. Według amerykańskiego ośrodka Stratfor "Chiny, być może, wchodzą w najtrudniejszy kryzys od czasów Deng Xiaopinga".

Panika na rynkach sprawiła, że wyparowało z nich 5 bilionów dolarów. Inwestorów i biznesmenów wystraszyły dane dotyczące chińskiej gospodarki: spada produkcja przemysłowa, inwestycje, notowania na giełdach - mimo interwencji władz na wielką skalę - a wskaźnik bezrobocia (oficjalnie 4 proc.) nie jest wiarygodny.

Na domiar złego Ludowy Bank Chin (bank centralny) nieoczekiwanie 11 sierpnia zdewaluował juana. Decyzja ta i sposób jej zakomunikowania były tak niefortunne, że według Bloomberga i francuskiego dziennika finansowego "Les Echos" stało się to początkiem pogromu na rynkach.

Przez cały świat "przechodzi fala uderzeniowa", ponieważ dewaluacja juana postrzegana jest jako desperacka, lecz nieskuteczna próba zwiększenia eksportu - pisze "Les Echos". Słabsza waluta sprawia, że towary eksportowe są tańsze i bardziej konkurencyjne, ale posunięcie Pekinu skłania inne wschodzące gospodarki do dewaluacji, co grozi wojną walutową.

Bank centralny Chin musiał zresztą po dewaluacji juana przeznaczyć 200 mld dolarów na zapobieganie dalszym, niepożądanym spadkom waluty. Nie tylko skala interwencji, ale też fakt, że bank interweniował po raz pierwszy na zagranicznych rynkach walutowych, mówi wiele o kondycji chińskiej gospodarki - pisze "Financial Times".

Przez siedem poprzednich tygodni Pekin wydał też około 200 mld dolarów na podtrzymywanie cen akcji na giełdach. A gdy przyszedł "czarny poniedziałek" i szanghajski wskaźnik Shanghai Composite Index spadł o 8,5 proc., władze skapitulowały i nie zdecydowały się na interwencję - podaje "FT".

Zobacz, jak w ostatnich dwóch tygodniach spadał indeks Shanghai Composite

"Wygląda na to, że przywódcy w Pekinie z niejakim opóźnieniem uznali, że próba walki z rynkiem jest i za droga i, przede wszystkim, skazana na porażkę" - komentuje brytyjski dziennik.

Kryzys gospodarczy przerodzi się w kryzys polityczny?

Świat ogarnął niepokój nie tylko przez brutalne hamowanie chińskiej gospodarki, ale też ze względu na sytuację polityczną kraju i zdolność Pekinu do ratowania sytuacji - komentuje Stratfor.

Jeśli radykalnie wyhamuje druga co do wielkości gospodarka świata, spadnie popyt na surowce. Zależne od ich eksportu kraje (przede wszystkim wschodzące rynki) będą tracić dochody z ich sprzedaży. W rezultacie na giełdach spadają akcje spółek wydobywczych, energetycznych i naftowych.

Cena amerykańskiej ropy (U.S. crude - WTI) spadła na Wall Street i po raz pierwszy od 2009 roku - na zamknięciu utrzymała się poniżej psychologicznej bariery 40 dolarów za baryłkę. - To nie reakcja na fundamentalne przesłanki rynku, lecz na Chiny - powiedział analityk rynku ropy z Commerzbank Carsten Fritsch.

Ożywienie światowej gospodarki - jak wielokrotnie ostrzegał Międzynarodowy Fundusz Walutowy - jest bardzo kruche i zapaść Chin stanowi globalne zagrożenie.

Toteż największe od ponad ośmiu lat spadki na chińskich parkietach (byłyby wyższe, gdyby nie zawieszano notowań spółek, których akcje straciły ponad 10 proc.) pociągnęły w dół rynki azjatyckie i europejskie; sprawiły, że Wall Street zareagowało już na otwarciu; najważniejszy indeks Dow Jones stracił początkowo 5,75 proc., a Nasdaq 7,72 proc.

W Europie w pewnym momencie spadki były rekordowe: ponad 7 proc. straciły na jakiś czas giełdy we Frankfurcie, Madrycie, Amsterdamie, Brukseli, a indeksy w Lizbonie i Paryżu ponad 8 proc. Paneuropejski indeks FTSEurofirst 300 zakończył dzień stratą 5,4 proc. Giełda londyńska na zamknięciu straciła 4,67 proc., frankfurcka 4,70 proc., a paryska 5,35 proc. Na Wall Street - pod koniec notowań - Dow Jones tracił 4,01 proc., a Nasdaq - 3,97 proc.

O sytuacji na globalnych rynkach finansowych poinformowano prezydenta Baracka Obamę - powiedział rzecznik Białego Domu Josh Earnest. Dodał też, że Waszyngton naciska na Pekin, by nakłonić go do wprowadzenia reform finansowych.

Prezydent Francji Francois Hollande pośpieszył z zapewnieniami, że "światowa gospodarka jest wystarczająco solidna", by przetrwać kryzys na giełdach, a jej wzrost "nie jest związany jedynie z sytuacją w Chinach".

Na ratunek rynkom może - zdaniem Bloomberga - przyjść jedynie bank centralny Chin. Ma on nadal rezerwy walutowe warte około 3,9 bilionów dolarów, a główna stopa procentowa wynosi 4,85 proc. A więc "ma on szeroki arsenał środków polityki monetarnej do dyspozycji" - pisze Bloomberg. Radykalne posunięcia banku mogłyby "przywrócić zaufanie na rynkach" - uważa główny ekonomista ING Rob Carnell.

Ludowy Bank Chin mógłby więc obniżyć stopy procentowe. Posunięcie takie tym bardziej pożądane, że inne banki centralne nie mają już pola manewru, by ratować gospodarkę. Według JPMorganChase "główne stopy procentowe w rozwiniętych gospodarkach wynoszą teraz średnio zaledwie 0,22 proc.". Banki te nie mają też wielkich rezerw, bo wydały kolosalne sumy na skupowanie aktywów, usiłując skłonić banki do udzielania kredytów i ożywienia gospodarki.

Tylko Chiny mogą przerwać spiralę spadków notowań, paniki i zawirowań na rynkach walutowych - mówi w rozmowie z Bloombergiem szef strategii inwestycyjnych AMP Capital Investors Shane Oliver. - To jedyny wielki kraj, który ma teraz siłę rażenia - konkluduje.

Co dalej?

Mogą być dwa scenariusze związane z sytuacją w Chinach - kontynuacja spowolnienia tamtejszej gospodarki albo tąpnięcie wzrostu gospodarczego i kryzys finansowy, który mógłby znacząco negatywnie wpłynąć na całą globalną gospodarkę - uważa główny ekonomista BIZ banku Ignacy Morawski.

W opinii Ignacego Morawskiego, na rynku pękł pewien paradygmat - że chiński rząd jest na tyle sprawny w zarządzaniu gospodarką, iż jest w stanie zapobiec poważnemu kryzysowi.

- Chiński rząd w kompletnie nieudolny sposób próbował powstrzymać spadki na giełdzie, nie udało mu się to i pokazało, że nie za bardzo ma pomysł, co robić. Dokonał dewaluacji waluty i teraz musi wydawać dziesiątki miliardów dolarów, by tę walutę stabilizować. Te dwa wydarzenia sprawiły, że przekonanie o dużej sprawności chińskiego rządu zostało podważone. Zachwiało to zaufaniem do chińskiej gospodarki, a przez to do stabilności wzrostu gospodarczego na świecie - wyjaśnia Morawski.

Zdaniem eksperta, na rynku jest taka skala paniki, która sugeruje, iż "inwestorzy obawiają się zaistnienia czarnego scenariusza, czyli tąpnięcia wzrostu gospodarczego, kryzysu finansowego, może nawet recesji". - Gdyby ten czarny scenariusz miał miejsce, odczuje go cały świat, my też i wzrost gospodarczy Polski na pewno spowolni - powiedział.

- Nie umiem odpowiedzieć na pytanie, czy w Chinach będzie recesja czy nie. Analizując dane, zakładam, że czarnego scenariusza można uniknąć. Jeżeli tak będzie, to panika na rynku powinna być przejściowa, a sytuacja powoli się uspokoi. Wtedy nasza gospodarka nie powinna zostać znacząco dotknięta spowolnieniem gospodarczym Chin - dodał Morawski.

Zaznaczył jednak, że w przypadku "czarnego scenariusza" odczuje to także Polska. - Cały świat wpadnie w turbulencje, które przełożą się na niższą skłonność do ryzyka w prywatnym sektorze, spadek handlu międzynarodowego, inwestycji itp. - powiedział. Według Morawskiego, jeżeli w Chinach ma być kryzys finansowy, poważniejsze oznaki tego powinny być widoczne w ciągu paru miesięcy.

giełda
wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)