Końcówka ubiegłego tygodnia przyniosła niepokojące spadki cen akcji na amerykańskiej giełdzie. Pojawiły się wtedy głosy o możliwym pęknięciu bańki, która narastała od lat, a eksperci rynkowi podkreślali, że jest to poważne ostrzeżenie.
Teraz okazuje się, że sytuacja jest poważniejsza niż mogło się wydawać. Środowa sesja na Wall Street zakończyła się spadkami głównych indeksów na poziomie 3-4 proc.
- Amerykańskie indeksy zanotowały najsłabszą sesję od lutego. W przypadku Nasdaq możemy nawet mówić o największym spadku od 2016 roku - zauważa Konrad Ryczko, analityk Domu Maklerskiego BOŚ.
Notowania indeksu Nasdaq na przestrzeni ostatnich 3 miesięcy
Po zakończeniu handlu akcjami na giełdzie w USA ruszyły notowania w Azji. Tam również inwestorom udzieliła się panika.
- Ostatnie godziny obrotu na globalnych rynkach były niezwykle nerwowe i przyniosły globalne podbicie awersji do ryzyka. Czerwień rozlewa się po giełdach w Azji, gdzie indeks Nikkei traci ponad 4 proc. Z punktu widzenia rynku walutowego obserwujemy także podbicie transferów w kierunku japońskie jena, który notuje miesięczne maksima - wskazuje Ryczko.
Fatalnie wypada chiński indeks Shanghai Composite, który po spadku o blisko 5 proc. jest na najniższym poziomie od listopada 2014 roku.
Czwartkowa sesja na giełdach azjatyckich
Ekonomiści PKO BP w porannym komentarzu wskazują, że jest to efekt m.in. obaw o skutki podwyżek stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych oraz wzrostu ryzyka eskalacji wojny handlowej USA-Chiny ze wzrostem kursu dolara w pobliże najwyższego od kryzysu poziomu 7 juanów.
Do twierdzeń, że spadki cen akcji wywołuje też wojna handlowa, odniósł się prezydent Donald Trump. W wywiadzie dla telewizji Fox News przekonywał, że problemem jest bank centralny USA, który zdecydowanie za szybko podnosi stopy procentowe. Powiedział nawet, że "Fed zwariował".
- Donald Trump, łamiąc niepisane reguły dobrego tonu i konwenansów politycznych, nie ustaje w krytyce Rezerwy Federalnej, przekraczając kolejne granice - komentuje Tomasz Witczak, analityk FMC Management.
- Gwałtowny wzrost rentowności 10-letnich obligacji w USA sprawił, że inwestorzy nagle przewartościowali aktywa, przystosowując się do nowej rzeczywistości związanej z wysokimi stopami procentowymi. Rosną ceny energii i koszt pieniądza. Jest też go przez to mniej. Jeśli dodać do tego postępujący trend deglobalizacji, która zaczęła wpływać na rynki, mamy obserwowane właśnie tąpnięcia - komentuje sytuację Eleanor Creagh, strateg rynkowy w Saxo Capital Markets, cytowany przez agencję Bloomberg.
- Ostatnie spadki to tylko i aż ostrzeżenie. Proroków krachu było i jest wielu, bo przecież po agresywnej hossie zawsze jest bessa. Biorąc pod uwagę ograniczone możliwości obrony banków centralnych, nie można się dziwić, że pesymiści wieszczą krach podobny do tego z 1929 roku. W końcu komuś uda się trafić i przepowiedzieć szczyt. Sugeruję jednak spokojne śledzenie poziomów i odpowiedzialne reagowanie na sytuację - wskazuje Łukasz Wardyn, dyrektor CMC Markets na Europę Wschodnią.
Wszystko wskazuje na to, że nerwowo będzie też na giełdach w Europie, które w większości startują o godzinie 9:00. Kontrakt terminowe na główne indeksy są na wyraźnych minusach.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl