Od piątku wszystkie firmy obracające bitcoinami i innymi wirtualnymi walutami obudzą się w nowej rzeczywistości. W życie wchodzą przepisy ustawy o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy i finansowaniu terroryzmu. Nieuczciwi gracze muszą liczyć się z karami.
Tzw. AML (Anti-Money Laundering) to pierwsze przepisy w polskich porządku prawnym, które po raz pierwszy w sposób bezpośredni odnoszą się m.in. do branży kryptowalutowej. Na ich podstawie kantory, platformy handlu czy twórcy tokenów i własnych "coinów" będą podlegać podobnym standardom bezpieczeństwa i raportowania jak banki.
Zmiany były zapowiadane od dawna, więc był czas by zainteresowane podmioty przystosowały się do nowej rzeczywistości. Okazuje się, że mimo groźby całkiem wysokich kar za nieprzestrzeganie dosyć restrykcyjnych zapisów ustawy, branża nie poddaje się - donosi Puls Biznesu.
- Każdy podmiot, który zbagatelizują przepisy, może trafić na listę ostrzeżeń publicznych KNF. Na tym nie koniec. Za niedostosowanie się do wymogów regulatora będą grozić kary administracyjne i pieniężne, sięgające nawet miliona euro - komentuje Mateusz Kara, właściciel poznańskiej kancelarii.
Mimo tego nie brakuje głosów, że AML to tylko częściowa regulacja rynku, a potrzeba bardziej kompleksowych ram, w których "kryptofirmy" mogłyby spokojnie funkcjonować.
Ci, którzy nie chcą więcej regulacji, często nie negują potrzeby wprowadzenia AML. Paweł Kuskowski, prezes Coinfirmu, wskazuje, że ustawa reguluje największe ryzyka i Polska ciągle może wyróżniać się licznym i kompetentnym środowiskiem blockchainowym.
Czytaj więcej: Kryptowaluty pod lupą rządu. Branża komentuje regulacje
- Liczymy, że ustawa rozwiąże też problem masowego wypowiadania przez banki umów na prowadzenie rachunków firmom z branży kryptowalutowej - wskazuje Piotr Filipczak, prezes Bitcan, cytowany przez PB.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl