Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Maciej Rynkiewicz
|

Ostatni dzwonek dla OFE, żeby sprzedać akcje

0
Podziel się:

Przekazywanie środków funduszy emerytalnych do ZUS zacznie się 3 lutego, ale papiery trzeba sprzedać już jutro. Czytaj komentarz analityka Money.pl.

 Maciej Rynkiewicz , analityk Money.pl
  
Analityk rynków finansowych i procesów zachodzących w gospodarce. Stawia na chłodną analizę fundamentalną, jednak nie ignoruje emocji tłumu. Gorący zwolennik komentowania zdarzeń ekonomicznych za pomocą liczb.
Maciej Rynkiewicz , analityk Money.pl Analityk rynków finansowych i procesów zachodzących w gospodarce. Stawia na chłodną analizę fundamentalną, jednak nie ignoruje emocji tłumu. Gorący zwolennik komentowania zdarzeń ekonomicznych za pomocą liczb.

Do końca jutrzejszej sesji otwarte fundusze emerytalne muszą sprzedać papiery spółek z GPW, jeśli potrzebują dodatkowej gotówki dla ZUS-u. Wynika to z trzydniowego cyklu rozliczeniowego na krajowym rynku akcji, którego rząd w ustawie nie przewidział. Co to oznacza dla inwestorów?

Już 3 lutego Otwarte Fundusze Emerytalne przekażą do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych 51,5 procent aktywów. Zgodnie z ustawą, będą to:

  • obligacje i bony Skarbu Państwa,
    • obligacje emitowane przez Bank Gospodarstwa Krajowego,
    • inne papiery wartościowe gwarantowane lub poręczane przez Skarb Państwa,
    • środki pieniężne denominowane w walucie polskiej.

Resort finansów dodatkowo zobowiązał fundusze, żeby wartość powyższych była nie mniejsza niż wspomniane 51,5 procent wszystkich aktywów na dzień 31 stycznia. Rodzi to pewien problem w stosunku do innych posiadanych przez OFE papierów wartościowych - zwłaszcza akcji. Okres rozliczeniowy trwa na polskiej giełdzie trzy dni. Innymi słowy, jeśli fundusz chce otrzymać gotówkę ze sprzedaży akcji 3 lutego (czyli w dniu rozliczenia z ZUS), musi dokonać transakcji trzy robocze dni wcześniej - czyli jutro.

Dlaczego to taki problem? Załóżmy, że po zamknięciu jutrzejszej sesji, 51,5 proc. aktywów OFE to wspomniane wyżej obligacje do przekazania ZUS-owi. Resztę stanowią gotówka, akcje i papiery dłużne firm prywatnych. Okazuje się jednak, że na rynku pojawiła się bardzo korzystna dla posiadaczy akcji wiadomość. Na przykład, że amerykańska Rezerwa Federalna wbrew oczekiwaniom rynku, nie ograniczyła programu luzowania ilościowego.

Łatwo przewidzieć reakcję światowych giełd. Na rynkach zapanują wzrosty, które przełożą się też na lepsze wyceny polskich firm. W rewelacyjnych nastrojach będą niemal wszyscy - z wyłączeniem funduszy. Akcje poszłyby w górę, ale tym samym udział obligacji w portfelu spadłby poniżej progu 51,5 procent. Zarządzający musieliby uzupełnić tę lukę wcześniej przygotowaną gotówką. Akcji przecież sprzedawać nie będą, bo pieniądze dostaliby dopiero 4 lutego.

Studnię należy kopać, zanim wybuchnie pożar - paradoksalnie pożarem w tym wypadku byłby drastyczne wzrosty na rynkach. Fundusze muszą więc wcześniej przygotować sobie dodatkową _ górkę _ w postaci gotówki. Najprościej można to zrobić sprzedając akcje, a ostatni dzwonek to właśnie jutrzejsza sesja.

Rynkowy armageddon nam nie grozi

Czy faktycznie trzeba się szykować na szalone spadki? Wydaje się, że nie. Szczytem nieroztropności ze strony zarządzających byłoby w takiej sytuacji nieutrzymywanie żadnych pieniędzy. Fundusze najprawdopodobniej już teraz mają wystarczający poziom gotówki z dodatkowym, dwukrotnie większym niż normalnie buforem bezpieczeństwa. Warto wspomnieć, że na koniec grudnia udział depozytów i płynnych bankowych papierów wartościowych wynosił około 6 procent, czyli ponad 17 miliardów złotych. Można też oczekiwać - patrząc na styczniowe spadki indeksów - że również ostatnie tygodnie fundusze wykorzystywały do zwiększenia zasobów gotówki.

Żadnemu z zarządzających nie zależy, żeby w ostatnich dniach tego tygodnia narazić się na niepotrzebne zawirowania. Fundusze z nożem na gardle musiałyby na przykład sprzedawać akcje i brać krótkoterminową pożyczkę, żeby zmieścić się w okresie rozliczeniowym. To wszystko negatywnie wpłynęłoby na wynik - po pierwsze z tytułu odsetek od pożyczonych pieniędzy, po drugie ze względu na najprawdopodobniej niekorzystny moment wyjścia z inwestycji.

Zwolennicy teorii spiskowych mogą sugerować, że zarządzający wcale jednak nie przygotowali wystarczającej _ poduszki bezpieczeństwa _. Przecież trzymanie gotówki jest najmniej korzystne z punktu widzenia stopy zwrotu. A skoro tak, to będą próbować obniżać rynkowe wyceny, żeby nie narazić się na przekroczenie progu 51,5 procent. Z takim argumentem ciężko jednak dyskutować, pojawia się w nim bowiem zarzut manipulacji kursem. Warto się zastanowić, czy zarządzający, którzy na co dzień podpisują się pod wynikami własnym nazwiskiem, chcieliby ryzykować usłyszenie tak poważnego zarzutu. Lepiej pozwolić na gorszy wynik funduszu, zrzucając winę na rządzących, którzy chyba zapomnieli o 3-dniowym cyklu rozliczeniowym na krajowej giełdzie.

Czytaj więcej w Money.pl

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)