"Informacja o rzekomych podwyżkach cen paliw szybko obiegła media i zelektryzowała polskich kierowców. Ma mieć ona związek z wprowadzeniem tzw. opłaty emisyjnej w kwocie 8 gr od litra paliwa, która budzi kontrowersje mimo tego, że projekt w tej sprawie nie zdążył jeszcze nawet trafić pod obrady komisji prawniczej rządu. Wielu komentatorów podkreślało, że opłata będzie kolejnym podatkiem, zawierającym się w cenie paliwa. Tymczasem na tę sprawę należy spojrzeć także z innego punktu widzenia" - uważa Pietrzyk.
W jego ocenie, opłata związana jest z ochroną środowiska i może mieć realny wpływ na jego poprawę.
"Środki uzyskane w ten sposób mają zasilić fundusz na produkcję ekologicznych technologii (Fundusz Niskoemisyjnego Transportu). Mogą zostać przeznaczone na realizację projektów prośrodowiskowych takich jak chociażby ograniczenie emisji szkodliwych substancji poprzez rozwój elektromobilności czy użytkowania paliw alternatywnych" - podkreślił partner w kancelarii Pietrzyk Dubicki i Wspólnicy.
Pietrzyk wskazał, że takie rozwiązania, jak opłata emisyjna, funkcjonują już w wielu państwach europejskich, a w wielu kolejnych są przygotowywane do wdrożenia. Liderem w tej dziedzinie są państwa skandynawskie.
"Tymczasem Polska pod względem opłat emisyjnych plasuje się na szarym końcu zestawień światowych, a jak potrzebne są działania poprawiające jakość naszego powietrza chyba nie trzeba nikogo przekonywać. Poziom smogu w polskich miastach w ostatnich zimowych miesiącach mówi sam za siebie" - wskazał.
Podkreślił, że pojawiają się już sygnały, że Polacy nie odczują podwyżki, gdyż ciężar opłaty wezmą na swoje barki spółki paliwowe, które zagrożenie dla poziomu cen paliw widzą raczej w presji na wzrost wynagrodzeń w branży, a nie w opłacie paliwowej.
Władze Lotosu stwierdziły wprost, że opłata jest marginalna i firma weźmie ją na siebie, podsumował Pietrzyk.