Ostatni weekend października upłynął m.in. na kampanii wyborczej przed drugą turą wyborów samorządowych. Przy tej okazji prezes Jarosław Kaczyński ujawnił bardzo ważną informację biznesową. Zapowiedział, że między Polską Grupą Energetyczną (PGE) a Autosanem toczą się zaawansowane rozmowy na temat przejęcia sanockiego zakładu produkującego autobusy.
- Chcę powiedzieć, że sprawa jest już zaawansowana, choć oczywiście trochę jeszcze potrwa przejęcie tego zakładu przez PGE, czyli wielką firmę energetyczną - zapowiedział prezes PiS. Jak wyjaśnił, po zmianie właściciela firma zacznie produkować "supernowoczesne" autobusy elektryczne oraz pojazdów specjalnych właśnie dla branży elektroenergetycznej.
To zaskakująca informacja przede wszystkim z punktu widzenia inwestorów, która mogłaby mieć wymierny wpływ na ich pieniądze. W poniedziałek rano, gdy handel akcjami na GPW został wznowiony po piątkowym zamknięciu, notowania PGE lekko poszły w górę. W pierwszych minutach cena akcji sięgała 10,38 zł wobec odniesienia na poziomie 10,19 zł. To oznaczało zysk dla posiadaczy akcji rzędu 1,9 proc. Jednak równie szybko emocje opadły i niemal cała zwyżka została zniwelowana do zera.
Obserwuj bieżące notowania akcji PGE
Reakcja giełdy nie jest bardzo duża, ale dla wielu inwestorów informacja o transakcji była zupełnym zaskoczeniem. Tego typu wieści nie mogli się spodziewać akurat w weekend. Zawsze takie komunikaty pojawiają się w tygodniu, gdy giełdowi gracze są obecni na rynku.
Zawsze o tego typu ważnych transakcjach lub chociaż planach ich przeprowadzenia dowiadują się z oficjalnych komunikatów spółki. Ustawowo jest określone, że wszelkie informacje istotne z punktu widzenia właścicieli publicznych spółek notowanych na giełdzie, a taką jest PGE, muszą być w pierwszej kolejności przekazywane przez system ESPI (Elektroniczny System Przekazywania Informacji), administrowany przez KNF.
Pojawiają się więc wątpliwości o to, czy przypadkiem nie zostały złamane przepisy, bo w ESPI próżna szukać takiego komunikatu. Komisja Nadzoru Finansowego sugeruje jednak, że ewentualne przejęcie będzie mieć na tyle niewielki wpływ na finanse PGE, że nie zostały tu narażone interesy akcjonariuszy.
"Obecnie nie są znane szczegóły transakcji przejęcia zakładów Autosan przez PGE. Niemniej jednak w przypadku spółki PGE, która generuje przychody roczne na poziomie ponad 20 mld zł, a zyski 3 mld zł, inwestycji na poziomie kilkudziesięciu milionów złotych trudno na dzień dzisiejszy przypisywać cenotwórczość, a tym samym doszukiwać się przymiotu poufności" - informuje Jacek Barszczewski, rzecznik KNF.
Kilka znaków zapytania. Prezes wyszedł z roli
Wątpliwości co do tego, że prezes Kaczyński nie powinien w ten sposób informować o planach spółki Skarbu Państwa notowanej na giełdzie nie ma za to Wojciech Chabasiewicz, radca prawny i ekspert z zakresu prawa spółek, papierów wartościowych i rynku kapitałowego z kancelarii CK-Legal. Choć oczywiście nie przesądza o złamaniu przepisów.
- Wszystko, co się mówi w przestrzeni publicznej, a przede wszystkim dotyczy to polityków partii rządzącej, którzy mają realny wpływ na spółki Skarbu Państwa, podlega regulacjom. A prezes PiS tym bardziej powinien ostrożnie szafować słowami na temat spółek publicznych. Niezależnie od tego, czy uznamy, że przekroczył granicę i złamał przepisy, czy nie, nie powinien w taki sposób wychodzić przed szereg. Takie informacje powinien przekazywać zarząd - wskazuje mecenas Wojciech Chabasiewicz.
Narzeka, że niestety w praktyce mamy dwa porządki. Jeden polityczny i drugi - rynku kapitałowego. Uważa, że z pewnością żadne konsekwencje prezesa PiS nie spotkają. Pokazuje to historia. Kilka lat temu podobna dyskusja dotyczyła premiera Donalda Tuska w kontekście zmian prezesa w PGNiG. Tamta sprawa szybko rozeszła się po kościach.
Ekspert zwraca jednak uwagę na pewien problem wynikający z niejednoznacznych przepisów, które nie precyzują, kiedy można uznać, że w danym momencie luźna myśl czy rozważania zarządu stają się już informacją poufną, którą później należy oficjalnie komunikować zgodnie z regulacjami ustawy. W kontekście przejęcia Autosanu przez PGE trzeba byłoby przeanalizować, na jakim etapie są negocjacje.
Niezależnie od tego, czy przekazaną przez prezesa PiS informację należy uznać za poufną, wątpliwości budzi jeszcze jeden fakt. Ekspert CK-Legal zastanawia się, skąd w ogóle prezes partii politycznej ma tego typu wiadomości. Można to rozważać w kontekście przecieku. Nie ma przy tym znaczenia, że PGE jest pod kontrolą państwa. Według mecenasa Chabasiewicza, w państwowych spółkach publicznych od dawna jest problem z prawidłowym przepływem informacji.
Do sprawy na razie nie odniosła się sama spółka PGE, która nie potwierdziła zaawansowanych negocjacji w sprawie przejęcia Autosanu. A zapytaliśmy również o to, czy stosowny komunikat pojawi się w najbliższym czasie także w ESPI i czy wypowiedź prezesa PiS nie wpłynie negatywnie na prowadzone rozmowy biznesowe.
Problem ma różne barwy partyjne
Problem, który wyszedł przy okazji wypowiedzi prezesa Kaczyńskiego na temat przejęcia, nie jest jednak niczym nowym. Obserwatorzy rynku kapitałowego w Polsce bez problemu wskażą wiele podobnych przykładów nieodpowiedzialnych wypowiedzi polityków, którzy wychodzą ze swojej roli i wchodzą w buty prezesów spółek.
Głośnym echem w mediach odbił się tekst money.pl sprzed 5 lat, gdy eksperci jednoznacznie skrytykowali wypowiedzi ówczesnego premiera Donalda Tuska, który ogłosił dymisję prezes PGNiG. Problem w tym, że wcześniej państwowa spółka nie wydała oficjalnego komunikatu.
Jarosław Dominiak ze Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych bez ogródek nazwał wtedy premiera ignorantem. Wątpliwości co do tego, czy informacja przekazana przez premiera miała charakter poufny, nie miał również mecenas Wojciech Chabasiewicz.
Opozycja wtedy nie zostawiła suchej nitki na premierze.
- Opinia publiczna po raz kolejny dowiedziała się o ważnej informacji nie od odpowiednich organów spółki, tylko od właściciela. Z kolei Donald Tusk po raz kolejny udowodnił, że kiedy w spółce dzieje się coś złego, to on nie bierze za to odpowiedzialności, tylko udaje, że twardą ręką zarządza spółką - twierdził Przemysław Wipler, wtedy poseł PiS.
Zgodnie z polskimi przepisami, osoba, która bezprawnie ujawniania informację poufną podlega grzywnie do 2 mln zł albo karze pozbawienia wolności do lat 4, albo obu tym karom łącznie. Osoba, która dokonuje manipulacji podlega grzywnie do 5 mln zł albo karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5, albo obu tym karom łącznie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl