To już koniec przygody właściciela paczkomatów na warszawskiej giełdzie. Rafał Brzoska wspólnie z amerykańskim funduszem Advent International przymusowo wykupią w poniedziałek od inwestorów akcje spółek Integer oraz InPost. Wielu z nich musi pogodzić się ogromnymi stratami.
Jeszcze kilka lat temu spółki Integer oraz InPost kontrolowane przez jednego z najbogatszych Polaków, Rafała Brzoskę, cieszyły się ogromnym zainteresowaniem wśród inwestorów. Perspektywa szybkiego rozwoju biznesu pocztowego windowała ceny akcji do tego stopnia, że między 2011 r. a 2013 r. kurs Integera urósł z około 80 zł do 300 zł za papier.
Teraz jednak pomysłodawca paczkomatów ratuje swój biznes przed bankructwem. Koszty tej operacji w ogromnej mierze poniosą właśnie posiadacze akcji.
Rafał Brzoska wspólnie z amerykańskim funduszem Advent International (wspólnie utworzyli podmiot AI Prime Bidco) finalizują właśnie plan całkowitego wykupu akcji i wycofania obu spółek z warszawskiej giełdy. To był warunek, by Amerykanie wyłożyli środki na ich dalszy rozwój.
Akcje zostaną dzisiaj wykupione przymusowo. Taka operacja jest możliwa, bo polskie prawo daje możliwość przymusowego wykupu inwestorowi, który wcześniej skupił z rynku akcje w takiej liczbie, by przekroczyć 90 proc. całkowitych udziałów. Tak stało się właśnie w przypadku Integera i InPostu. We wcześniejszym wezwaniu do sprzedaży akcji inwestorzy oddali Rafałowi Brzosce zdecydowaną większość akcji - zgodzili się na cenę 49 zł za jedną akcję Integera oraz 11 zł za jeden papier InPostu.
Ci, którzy nie wyrazili na to zgody, zostali do tego zmuszeni - muszą oddać akcje po tych samych cenach. To też wymóg prawny, bo nabywca nie może zaoferować im innej ceny niż na wcześniejszym wezwaniu.
To oznacza, że wielu z nich musi pogodzić się z bardzo dużymi stratami. Jeżeli ktoś kupił akcje Integera na przełomie 2013/2014 r., płacił około 300 zł za sztukę. Konieczność sprzedania akcji po 49 zł oznacza, że jego strata przekroczy 80 proc. Z kolei akcje InPostu można było kupować przed jego debiutem na giełdzie w 2015 r. po 25 zł za sztukę. Od tamtej pory kurs systematycznie spadał, nie dając szans na zyski tym, którzy kupili akcje w ofercie publicznej. Teraz oddają papiery InPostu z ponad 55-proc. stratą.
Warto pamiętać, że od 2013 r. kapitalizacja giełdowa Integera spadła o około 1,8 mld zł (o ponad 80 proc.), a InPostu od debiutu w 2015 r. - o 155 mln zł (o ponad 50 proc.).
Władze Integera jeszcze w marcu w oficjalnym komunikacie do inwestorów przekonywały, że brak odpowiedzi na wezwanie może oznaczać bankructwo, a tym samym posiadacze akcji nie mieliby szans na odzyskanie jakichkolwiek środków. "W ocenie Zarządu w takim przypadku a w konsekwencji w przypadku braku inwestycji wskazanych przez Wzywających w dokumencie Wezwania istnieje ryzyko braku możliwości kontynuowania działalności przez Spółkę w okresie następnych 12 miesięcy" - czytamy w informacji przekazanej przez Integer w marcu.
Jak widać, apel podziałał i biznesy pocztowe znikają z giełdy. Władze GPW zawiesiły notowania już w ostatni czwartek. Kto do tamtej nie zdążył sprzedać akcji, dziś będzie musiał to zrobić.
Przymusowy wykup akcji Integera i InPostu nie zapisze się jako pozytywny przykład tego typu operacji w historii warszawskiej giełdy. Ale nie jest to regułą. Np. ostatnio posiadacze akcji producenta felg samochodowych Uniwheels mieli okazję na wezwaniu wyjść z inwestycji z dużym zyskiem.
Spółka Uniwheels zadebiutowała na warszawskiej giełdzie w 2015 r. Inwestorzy indywidualni mogli kupić jej akcje w ofercie publicznej po 105 zł za akcję. Ostatnio pojawił się jednak amerykański inwestor Superior Industries i postanowił odkupić wszystkie papiery, oferując początkowo cenę w wysokości 235,83 zł. Potem podniósł ją do 247,87 zł.
Odpowiedź na wezwanie oznaczała więc dla inwestorów - którzy kupili akcje spółki w ofercie publicznej - zysk przekraczający 130 proc. W wyniku wezwania na Uniwheels nowy inwestor przekroczył 92 proc. w akcjonariacie. Być może rozważy więc również wycofanie spółki z giełdy.