Ponad 2,5 mld zł jest wart pakiet akcji spółek notowanych na warszawskiej giełdzie, które w swoich rękach skupił Roman Karkosik. Jego wyjście z polskiego parkietu oznaczałoby koniec epoki.
Miliarderowi, który jest jednym z najważniejszych graczy w polskim przemyśle, od dawna nie było po drodze z urzędnikami Komisji Nadzoru Finansowego. Najnowsza odsłona konfliktu to prokuratorski zarzut manipulowania kursem akcji spółki Krezus w 2012 r.
Komisja Nadzoru Finansowego, która składa doniesienia do prokuratury w przypadkach, gdy podejrzewa manipulacje giełdowe, już wcześniej próbowała dobrać się do Romana Karkosika. Bezskutecznie.
- Odnoszę wrażenie, że jestem ambicjonalnym przeciwnikiem nr 1 dla wszechmogącego szefa KNF, który nie może pogodzić się z tym, że przegrał ze mną dwie sprawy w sądzie. Ponieważ nie spuszczam uszu po sobie, tylko walczę o swoje prawa, jestem traktowany nie jako przedsiębiorca zatrudniający tysiące ludzi, ale jako przeciwnik, którego za wszelką cenę chce się pogrążyć - mówił przed rokiem Roman Karkosik w wywiadzie dla miesięcznika "Forbes".
GPW już ma problem z uciekającymi spółkami. Przyszedł czas na Karkosika?
Teraz miliarder doczekał się zarzutów. Prawo przewiduje, że za manipulacje kursem akcji giełdowej spółki grozi grzywna do 5 mln zł lub nawet 5 lat więzienia. Według prokuratury, Roman Karkosik (miliarder chce występować w mediach z imienia i nazwiska) w porozumieniu z dwiema innymi osobami mieli składać zlecenia giełdowe tak, by wprowadzić w błąd pozostałych inwestorów co do faktycznego popytu na akcje. A takie działania, zwykle prowadzące do zawyżenia kursu akcji, są nielegalne.
Roman Karkosik w ostrych słowach odpiera w oświadczeniu zarzuty. Mówi o tym, że urzędnicy chcą go zdyskredytować, ale - co bardzo ciekawe - sugeruje, że działania wobec niego mogą skutkować tym, że wycofa kontrolowane przez siebie spółki z publicznego obrotu.
To bardzo istotna deklaracja. Nie bez przesady można bowiem powiedzieć, że Roman Karkosik to dla polskiej giełdy pewien symbol - jest na niej obecny właściwie od początku istnienia, potem zawsze obecny na rynku kapitałowym zbudował przemysłowe imperium, a przez wiele lat zwłaszcza dla inwestorów indywidualnych był jak "guru". Przez niektórych - być może nieco na wyrost - nazywany polskim "Warrenem Buffettem".
Dzisiaj jego biznes opiera się na spółce Boryszew. Po przejęciu przez Romana Karkosika producent znanego płynu Borygo szybko wskoczył na globalny rynek producentów podzespołów w branży motoryzacyjnej i dziś zatrudnia tysiące osób nie tylko w Polsce, ale też w Brazylii czy w Niemczech. O planach rozwoju Boryszewa opowiadał niedawno w money.pl prezes spółki, Jarosław Michniuk.
W ciągu ostatnich 12 miesięcy Boryszew dał solidnie zarobić inwestorom. Kurs akcji zyskał ponad 100 proc., a giełdowa wartość spółki to 2,7 mld zł. Ale polski miliarder to postać, która ma również duży wpływ na branżę hutniczą w Polsce - za pośrednictwem Impexmetalu i Alchemii kontroluje kilkadziesiąt spółek w kraju i za granicą. Pozostałe podmioty z portfela Romana Karkosika są już mniejsze, ale zawsze skupiały na sobie uwagę zwłaszcza drobnych inwestorów. Duże pakiety akcji Alchemii i Krezusa ma również żona inwestora Grażyna Karkosik.
Spółki z GPW, w których udziały ma Roman Karkosik | |||
---|---|---|---|
Spółka | Kapitalizacja całkowita (mln zł) | Wartość pakietu Romana Karkosika (mln zł) | Udział Romana Karkosika |
Boryszew | 2 712,0 | 1 482,4 | 54,66% |
Alchemia | 1 050,0 | 591,9 | 56,37% |
Impexmetal | 874,0 | 519,9 | 59,48% |
Krezus | 72,8 | 7,2 | 9,93% |
Skotan | 30,8 | 3,7 | 12,15% |
INC | 14,4 | 0,9 | 5,99% |
SUMA | 4 754,0 | 2 605,9 |
Źródło: money.pl.
- Wyjście Romana Karkosika z giełdy z pewnością byłoby dość symbolicznym wydarzeniem - mówi money.pl Jacek Wojton, zarządzający funduszami w Copernicus Capital TFI. - Odbiłoby się to negatywnie przede wszystkim na wizerunku naszego rynku, który już w tej chwili ma problem ze spółkami uciekającymi z giełdy - podkreśla.
Jacek Wojton wskazuje, że w ostatnich miesiącach coraz więcej głównych właścicieli spółek decyduje się wycofać z warszawskiego parkietu, bo obecność na nim przestaje im się opłacać. Tak było choćby z Komputronikiem czy Pelionem.
- W rezultacie, gdyby Roman Karkosik rzeczywiście zdecydował się na wycofanie z giełdy, inwestorom jeszcze bardziej zostałby ograniczony wybór spółek, w których mogą lokować środki - podkreśla.
Również Sobiesław Kozłowski, analityk giełdowy z Raiffeisen Bank Polska, wskazuje, że dla wielu inwestorów Roman Karkosik to symbol. - Co do zasady inwestorzy mają słabość do symboli. A jednym z nich jest Roman Karkosik. Wycofanie spółek znanego inwestora z rynku publicznego byłoby znamienne i mogłoby być jednym z symboli przejściowego, ale jednak odwrotu od rynku kapitałowego - podkreśla Sobiesław Kozłowski w money.pl.
Jego zdaniem Roman Karkosik na razie pozostanie jednak wyłącznie przy zapowiedziach odwrotu od giełdy, "ponieważ rynek kapitałowy oferuje znaczącym inwestorom sporo przewag, w tym łatwość pozyskania finansowania".
"Jakby zastrajkowali, to byśmy po prostu wyłączyli im światło"
66-letni biznesmen od wielu lat robi interesy w szeregu branż. Zanim wszedł do ścisłej czołówki, m.in. prowadził bar, produkował napoje, miał punkty skupu złomu. Jest znany z tego, że raczej unika publicznych wystąpień. Zaszył się we wsi Kikół w województwie kujawsko-pomorskim, gdzie przed laty kupił pałac.
Interesuje go przemysł. Nie zasiada jednak w zarządach kontrolowanych przez siebie spółek. Woli rolę właściciela. Ściąga za to do siebie doświadczonych menedżerów. Także tych, którzy otarli się o politykę, jak były minister skarbu Mikołaj Budzanowski (dziś jest członkiem zarządu Boryszewa). W Boryszewie był też Paweł Surówka, obecny prezes PZU.
Roman Karkosik kalkuluje i nie we wszystkie biznesy decyduje się wejść. Dlatego m.in. nie został inwestorem w Stoczni Gdynia.
- Byłem, oglądałem, badałem, ale kiedy zobaczyłem cały biurowiec wypełniony gabinetami związkowców, odpuściłem pomysł. Tam wszystko trzeba by wycinać siekierą, wejść brutalnie z butami i powyrzucać ludzi na bruk. To byłoby może możliwe, ale trudne w sytuacji, gdy ma się do czynienia z ludźmi, którzy są okopani w swoich strukturach - opowiadał w rozmowie z "Forbesem". Nie bawi się w konwenanse. Zapytany, dlaczego w jego zakładach nie było strajków, odpowiedział krótko: "Jakby zastrajkowali, to byśmy po prostu wyłączyli im światło".