Pojawiły się dobre dane z gospodarki USA, ale rynek już wcześniej się nimi zaspokoił.
Wczorajsza sesja za oceanem upłynęła dosyć spokojnie. Widać to najlepiej po wynikach amerykańskich indeksów. Wszystkie zanotowały wzrosty, ale nie był to imponujący styl: S&P zyskał 0,61 proc., Dow Jones 0,37 proc., a Nasdaq 0,5 procent.
Trzeba przyznać, że gdyby wzrosty były większe, znalazłoby się kilka dobrych wytłumaczeń. Wczoraj poznaliśmy wynik sprzedaży detalicznej w maju w USA. Sprzedaż wzrosła o 0,5 proc., podczas gdy miesiąc wcześniej zanotowano jej spadek o 0,4 procent.
Ubyło także wniosków o zasiłek dla bezrobotnych: zamiast spodziewanych 615 tys. było ich o 14 tys. mniej.
Udana była także aukcja 30-letnich papierów skarbowych, co zapewne mogło ucieszyć, bo w innym przypadku rząd musiałby podnosić ich oprocentowanie, czyli zadłużać się na więcej.
W przeciwieństwie jednak do poprzednich tygodni, amerykańscy inwestorzy z pewnym niedowierzaniem przyjmują oznaki stabilizacji gospodarki. Być może dlatego, że właśnie takie _ gwiazdki _ były napędem kilkudziesięcioprocentowego odbicia. Może teraz przydałoby się coś więcej?
Najprostsza odpowiedź jest tu najlepsza. Rynek potrzebuje odpocząć od mocnych zwyżek, część inwestorów musi zrealizować zyski, inni muszą dołączyć do wzrostowego trendu. Takie dane bowiem, jak sprzedaż detaliczna, nie mogą przejść obojętne.