Pierwsze dni tygodnia na giełdach za oceanem mijają bez historii. Wynika to przede wszystkim z ubogiego kalendarza makro. Wczoraj wprawdzie giełda w Nowym Jorku działała, w przeciwieństwie do rodzimego rynku, ale nie nastąpiły żadne istotne rozstrzygnięcia. Dzisiejsza sesja również nie należała do najciekawszych. Przy okazji tego względnego spokoju warto zastanowić się nad tym, czy aby ostatnie historyczne rekordy nie są kolejną bańką spekulacyjną.
Na ustach wszystkich były jakże oczywiste słowa szefa lokalnego oddziału FED w Dallas, Richarda Fischera, który powiedział w telewizji, że rynki powinny sobie zdać sprawę z tego, że obecna polityka monetarna, a przede wszystkim program skupu aktywów, nie będą trwały wiecznie.
Inwestorzy są jednak tego świadomi (lub wydają się to ignorować) i nie zareagowali paniczną wyprzedażą akcji na te słowa, które wielu komentatorów za oceanem odczytało jako kolejne ostrzeżenie przed możliwym, rychłym końcem QE III. Główne indeksy straciły wprawdzie około 0,2 procent jednak notowania miały bardzo jednostajny przebieg.
Dzisiejsze zmiany głównych indeksów giełdowych z Wall Street src="http://www.money.pl/u/money_chart/graphchart_ns.php?ds=1384243200&de=1384268700&sdx=1&i=&ty=1&ug=1&s%5B0%5D=S%26P&colors%5B0%5D=%231f5bac&s%5B1%5D=DJI&colors%5B1%5D=%23e823ef&s%5B2%5D=Nasdaq&colors%5B2%5D=%23ef2361&fg=1&tid=0&st=1&w=600&h=300&cm=1&lp=3&rl=1"/> Dodaj wykresy do Twojej strony internetowej
Ostatnie wzrosty prowadzące do kolejnych rekordów głównych amerykańskich indeksów, wyjątkowo bycze nastroje inwestorów, czy też ogromne napływy kapitału do funduszy akcji coraz częściej stają się kontrariańskim argumentem przemawiającym za głębszą korektą. Pojawiają się również coraz liczniejsze głosy, że rynek akcji jest przewartościowany z punktu widzenia wyceny mnożnikowej - wiele wskaźników wartości rynkowej opartych czy to o historyczne czy oczekiwane zyski,_ _znajduje się obecnie powyżej swoich średnich. Co więcej, ich wartości powoli docierają do poziomów, na których historycznie rzecz biorąc, następowały punkty zwrotne. Wydaje się to potwierdzać hipotezę mówiącą, że obecne wyceny nie odzwierciedlają aktualnych czy oczekiwanych zysków spółek.
Nie ma co dyskutować z twardymi liczbami. Warto jednak zwrócić uwagę na inne aspekty, które z kolei pozwalają uzasadnić tak wysokie wskaźniki fundamentalne. Np. okazuje się, że ostatni kryzys finansowy, mający swoje źródła w sektorze bankowym sprawił, że wskaźnik dług do kapitałów własnych zmalał z poziomu 200 procent przed kryzysem do poziomu niewiele ponad 100 procent obecnie. Spółki zwiększyły również udział gotówki w strukturze aktywów krótkoterminowych. Dodatkowo ich nakłady inwestycyjne przekroczyły te z 2007 roku. Elementy te mogą napawać optymizmem ponieważ świadczą o restrukturyzacji przedsiębiorstw, z drugiej jednak strony wszystko to sprawia, że na rynku jest wiele niejednoznaczności, które bardzo ciężko interpretować.
Czy zatem na rynku rzeczywiście mamy bańkę spekulacyjną? Osobiście byłbym ostrożny w takich osądach. Jasnym jest, że pieniądze lubią spokój, a media obecnie im tego spokoju nie dają, coraz bardziej rozdmuchując sprawę rosnących rynków akcji i wynajdując kolejne powody dla których indeksy powinny spadać. Moim zdaniem należy jednak pamiętać o dwóch kluczowych sprawach. Po pierwsze nigdy nie jest tak drogo, żeby nie mogło być drożej, a po drugie świat jest pełen osób, które przewidziały czy to korektę czy bessę tylko że w złym terminie.
Czytaj więcej w Money.pl