Obecne pogorszenie nastrojów na rynkach globalnych, źródłem którego stała się wczorajsza silna wyprzedaż akcji na Wall Street (kontynuowana dziś na azjatyckich i europejskich parkietach), pozostaje bez większego negatywnego wpływu na złotego. W środę rano znajdował się on na poziomach zbliżonych do tych z wczorajszego zamknięcia, gdy umocnił się do euro w ślad za spadającym kursem EUR/USD, jednocześnie stabilizując się w relacji do dolara i szwajcarskiego franka. To nie przypadek. Złoty lepiej spisuje się już od kilku dni, co wyróżnia go m.in. na tle węgierskiego forinta. Tym samym częściowo niweluje on straty z przełomu lutego i marca, gdy gołębie sygnały wysyłane przez Radę Polityki Pieniężnej (RPP) i gorsze nastroje na rynkach globalnych, wyraźnie negatywnie odbiły się na jego wycenie.
Lepsze zachowanie polskiej waluty w ostatnich dniach, jakkolwiek może utrzymać się do świąt wielkanocnych, jest tylko korektą jego osłabienia w okresie od połowy lutego do połowy marca. A więc jest sytuacją tymczasową. W dalszym ciągu bowiem należy zakładać, że wyraźnie gołębia polityka monetarna prowadzona przez RPP w starciu z coraz bardziej jastrzębią polityką uprawioną przez czołowe banki centralne (zwłaszcza Fed), będzie wywierała presję podażową na złotego. Zwłaszcza w sytuacji, gdy na globalnych rynkach finansowych coraz częściej gości strach, powodując wzrost awersji do ryzyka. Dlatego w kolejnych tygodniach możliwy jest wzrost notowań EUR/PLN do 4,25 zł i ruch USD/PLN w kierunku 3,50 zł. Jednocześnie prawdopodobieństwo pokonania tych poziomów jest już niewielkie. Złotego bowiem niezmiennie wspierają dobre wyniki polskiej gospodarki.
Wracając do znacznie krótszego horyzontu czasowego, a mianowicie do dnia dzisiejszego, to w kolejnych godzinach układ sił na rynku walutowym nie powinien istotnie się zmienić. Szczególnie, że środowe kalendarium pozbawione jest ważnych danych makroekonomicznych zarówno z Polski, jak i świata. Wprawdzie o godzinie 14:30 zostaną opublikowane dane nt. amerykańskiego Produktu Krajowego Brutto (PKB) za IV kwartał 2017 roku. Tyle tylko, że będzie to już finalny odczyt tych danych, który nie tylko nie powinien odbiegać od rynkowych prognoz (wzrost o 2,7 proc. w ujęciu zannualizowanym), ale też będą to dane mocno historyczne. Stąd też dla rynku walutowego nie będą miały żadnej wartości poznawczej, przez co pozostaną bez wpływu na notowania dolara.
Marcin Kiepas
analityk niezależny