W ostatnim czasie złoty wykazuje dużą odporność na wszelkie negatywne bodźce napływające zarówno z krajowej, jak i globalnej gospodarki. Warto wspomnieć, że w sposób istotny nie zareagował on całą serię rozczarowujących danych makroekonomicznych z polskiej gospodarki, które dość jednoznacznie potwierdziły, że najlepsze ma ona już za sobą.
Mocnej reakcji nie obserwowaliśmy też w przypadku pogorszenia nastrojów na rynkach globalnych, związanych z zarówno z falą wyprzedaży akcji, jaka w październiku przetacza się przez giełdy, jak i zaniepokojeniem związanym z kondycją Chin, brakiem ostatecznych ustaleń ws. brexitu, czy doniesieniami z Włoch. W tym ostatnim przypadku wczoraj Komisja Europejska odrzuciła projekt budżetu Włoch na 2019 rok z uwagi na niedotrzymanie przez tamtejszy rząd swoich wcześniejszych zobowiązań odnośnie deficytu. Nakazała też Rzymowi przedstawienie nowej propozycji budżetu w ciągu trzech tygodni. To w sposób oczywisty zwiększa obawy o kondycję włoskiej gospodarki, a pośrednio o sytuację w całej strefie euro.
Ten brak zdecydowanej reakcji na opisane wyżej bodźce może oznaczać, że w znaczniej mierze są one już zawarte w cenach. Dlatego też krajowy rynek walutowy potrzebuje teraz nowych impulsów. Dziś takimi mogą okazać się publikowane wstępne odczyty październikowych indeksów PMI dla Francji, Niemiec, strefy euro i USA, które pokażą jak aktualnie kształtuje się koniunktura w tych gospodarkach. Gdyby jednak i one zostały zignorowane, to na większe emocje przyjdzie nam zaczekać do czwartku. Wówczas odbędzie się posiedzenie Europejskiego Banku Centralnego, nad którym rynek walutowy (w tym złoty) już nie przejdzie obojętnie. To natomiast pośrednio będzie miało wpływ na notowania polskich par walutowych.
Aktualny układ sił na wykresie EUR/PLN sugeruje, że euro dalej powinno poruszać się w przedziale ograniczonym od dołu przez strefę 4,26-4,27 zł, a od góry przez 4,33-4,34 zł. W tym czasie notowania USD/PLN prawdopodobnie ruszą w górę i zaatakują opory zlokalizowane powyżej 3,80 zł. Tyle tylko, że szanse ich przełamania są minimalne. Dlatego docelowo dolar wróci poniżej 3,70 zł.
Marcin Kiepas
analityk niezależny